Pratchett i steampunk, czyli recenzja Kolekcji Pośmiertnych Portretów

Kolekcja Pośmiertnych Portretów nie miała, nomen omen, łatwego życia – autor najpierw próbował wydać ją własnym sumptem, organizując zbiórkę na jednej z platform crowdfundingowych, jednak nie udało się osiągnąć oczekiwanej kwoty. Na szczęście później książką zainteresowało się wydawnictwo Novae Res i po długim oczekiwaniu przygody Alkkenstana i spółki wreszcie ujrzały światło dzienne. Przyglądałem się projektowi od samego początku – z twórczością Macieja Jakubskiego zetknąłem się po raz pierwszy wiele lat temu, kiedy recenzował gry komputerowe w czasopiśmie CD-Action i robił to z, nazwijmy to, deathmetalową subtelnością.

Fabuła obraca się wokół wspomnianego wcześniej czarodzieja Alkkenstana, który jest jedną z ofiar wielkiej zarazy. Po śmierci budzi się jednak i ze zdziwieniem zauważa, że co prawda wykazuje przejawy zgonu, z brakiem pulsu włącznie, ale wciąż wygląda relatywnie żywo. Nieumarły bohater chciałby wrócić do swojej mniej zielonkawej formy, więc wraz z dawnym przyjacielem ze studiów, parającym się nekromancją Nyteshadem, wyruszają na poszukiwania remedium. Jak można się spodziewać, podróż jest długa i pełna przygód, a dwaj czarodzieje poznają w jej trakcie cały szereg postaci – od świetnie wykreowanych (barbarzyńca-muzyk czy krasnoludzki urzędnik-cwaniak, którego zapewne nazwalibyśmy Januszem) po dość typowe, jak szybka niczym błyskawica złodziejka wychowana na ulicy.

– Jakiś dziwny ten wasz kraj.

– A wasz niby normalniejszy? Popatrzcie tylko na siebie. Jeden grzebie w trupach, drugi czaruje, trzecia kradnie.

Całość jest pełna ironii i czarnego humoru. Nad Kolekcją unosi się duch Pratchetta – autor umiejętnie nawiązuje do stylu twórcy Świata Dysku, dodając sporo swoich pomysłów. Bardzo dobrze „zagrały” steampunkowe elementy świata przedstawionego, podobała mi się też cała ta okołośmiertelna otoczka, po części przywodząca na myśl zapomnianą dziś grę Stubbs the Zombie. Miło będę też wspominał skandynawsko-śląskich krasnoludów zamieszkujących Nordfjord. Książka jest bardzo lekka i szybko się ją czyta, co osiągnięto rezygnując z bardziej rozbudowanej historii – fabuła jest dość prosta i nie ma tu miejsca na skomplikowane zabiegi.

Gdy prawie dopadli uciekających automobilem, gdy byli przekonani, że zaraz złapią złoczyńców i postawią ich przed sprawiedliwym obliczem bachmistrza Strokirkka, spadło na nich nieszczęście. Konkretnie to spadły na nich ogniste kule, palące żywcem kawalerzystów.

Niestety trochę czuć, że to debiut – czasem dialogi brzmią nienaturalnie, w kilku miejscach miałem też problem z motywacjami bohaterów. Książka bywa nierówna i czasem aż trudno uwierzyć, że kapitalny początek i niektóre późniejsze fragmenty to elementy tej samej opowieści. Warto pamiętać, że Kolekcja skierowana jest raczej do starszych czytelników – mimo że luźna, to trup ściele się gęsto, a język używany przez niektóre postacie jest wyjątkowo nieparlamentarny.

Miałem spore oczekiwania i trochę bałem się konfrontacji z Kolekcją Pośmiertnych Portretów – po lekturze mogę jednak spokojnie powiedzieć, że eksperyment może nie w pełni, ale jednak się udał. W kategorii lekkich, „tramwajowych” lektur to bardzo solidna pozycja. Chciałbym zobaczyć autora w trochę poważniejszych klimatach – może tym razem coś mniej fantastycznego?

Plusy:

  • ciekawy świat przedstawiony
  • ironia i dystans
  • bardzo dobry początek

Minusy:

  • nierówny poziom
  • czasem sztuczne dialogi
  • pojedyncze błędy edytorskie

Oficjalny fanpage książki – link.
Notka na stronie wydawnictwa – link.

Adam Kubaszewski
Adam Kubaszewskihttps://arytmia.eu
Wydawca i redaktor naczelny portalu Arytmia.eu, zawodowo związany głównie z marketingiem internetowym. Strzelba Czechowa w ludzkiej postaci.

Patronujemy

Copernicon 2022 - plakat festiwalu

REKLAMA

Zobacz też:
 


Reklama