Recenzja książki Betibu Claudii Piñeiro

Prezentujemy wam kolejną autorkę, którą będzie można spotkać podczas Literackiego Sopotu (17-20 sierpnia). Tym razem chodzi o kryminał, a może o powieść obyczajową o współczesnej Argentynie? Może o krytykę podziałów ekonomicznych? Albo afirmację dojrzałego wieku, w którym życie się jednak nie kończy (tylko młodość).

Ktoś został zamordowany w strzeżonej, zamkniętej dzielnicy La Maravillosa. A przecież wstęp do niej mają jedynie mieszkańcy (po wylegitymowaniu się), ich znajomi (ale tylko, jeśli domownicy potwierdzą ich tożsamość i prawo do odwiedzin) i pomoc domowa, czyli kobiety chwytające pracę na godziny – jednak tylko te aprobowane przez miejscowych! Śmierć Chazarrety szokuje opinię publiczną, ale ta jest też głęboko przekonana, że sam sobie na nią zasłużył, zabijając wcześniej żonę (czego policja już nie jest taka pewna). Poza tym i tak był z niego bezczelny, niemiły typ. Chyba tylko jeden znajomy, do tego sąsiad, faktycznie przejął się jego odejściem.

Życie osiedla i sprawę Chazarrety zgadza się opisywać dla miejscowego dziennika Nurit Iscar. Kiedyś była królową argentyńskiego kryminału, ale (poniekąd) sama strąciła się z tronu, pisząc romans skrytykowany do ostatniej sylaby przez wszystkich możliwych recenzentów. Od tego czasu wycofała się z życia publicznego, a powieści tworzy jedynie jako ghostwriter „autobiografii” bogatych i znanych (tak, czytając to poczułam pewien ciężar w kręgosłupie). Główna bohaterka, Betibu, jest refleksyjna i analityczna, traktuje słowa poważnie – będziecie mieli okazję posłuchać jej wewnętrznych monologów o konstruowaniu tekstu, znikających z potocznej mowy czasownikach czy językowej bezczelności prominentnych postaci. Do La Maravillosy wprowadzi się sama, ale w pewnym momencie dołączą do niej przyjaciółki, wspaniałe źródło almodovarowskiego klimatu przechodzącego czasem w atmosferę z Bridget Jones. Nurit nie zajmuje się śledztwem jako takim, ma raczej hipotetyzować, snuć przypuszczenia, pozwolić czytelnikom poczuć klimat dzielnicy. Współpracuje z nią młody dziennikarz kryminalny wspierany przez doświadczonego kolegę Jaimego, zredukowanego do działu ogólnego przez zazdrosnego czy po prostu wrednego naczelnego.

Mniej więcej znacie strukturę społeczną Betibu. Mamy ludzi sztuki i codziennej ciężkiej pracy, a po drugiej stronie bogatych i mających władzę. W niektórych przypadkach dopiero rozwiązanie zagadki śmierci Chazarrety pokaże, kto jest z jakiego obozu. Przeczytacie także o specyficznym trójkącie, na którego wierzchołkach są Nurrit, Jaime i (początkowo owiany tajemnicą) były kochanek pisarki. Ta figura daje świetny pretekst do rozważań o starzeniu się, potrzebie dotyku i kłamstwach.

Podchodziłam do Betibu z dystansem, bo ciągle mam mieszane uczucia do kryminałów. Wiem, że tak na serio służą do komentowania stanu społeczeństwa w kraju autora, i moim problemem nie jest treść – tylko język. Naprawdę nie lubię czytać książek o „przezroczystej” narracji (dlatego porzuciłam Bondę), powtarzalnych (poległ Nesbø)… Lubiłam Wallandery, ale ich pesymizm czasem mnie przytłaczał (mimo to doceniam dobre marudzenie i melancholię, najbardziej lubię opowiadania o starym pilocie Pirxie). Okazało się jednak, że książka Piñeiro to coś specjalnie dla mnie. Składa się z kilku strumieni świadomości, sporo w niej dialogów, a każda z postaci jest inna i inaczej mówi. Nurit co jakiś czas pogrąża się w językowych rozważaniach. Troszkę podejrzliwie obserwuje siebie i swoją kobiecość, tak mocno definiowaną społecznie i przez to, co widzą inni. Wraca myślą także do postaci słynnej chłopczycy Betty Boop, od której pochodzi jej przezwisko i tytuł tej książki. Z kolei Jaime jest kopalnią informacji o argentyńskim reportażu i dziennikarstwie kryminalnym (przywołuje nawet postać jako żywo przypominającą szaleńca Tonego Halika, znanego wielbiciela tamtejszej wołowiny – panowie mogli się znać). Im bliżej końca, tym bardziej przerażająca jest kreowana w Betibu stopniowo i subtelnie wizja władzy opartej na dostępie do informacji. Przed tą hegemonią może nas nie uchronić nawet siedzenie cicho…

Na plus:
– bogaty, subtelny język
– sporo rozważań o języku, kobiecości, starzeniu się
– mnóstwo informacji o Argentynie i tamtejszym dziennikarstwie kryminalnym
– wciągająca intryga

Na minus:
– tempo końcówki jest trochę za szybkie

Agnieszka "Fushikoma" Czoska
Agnieszka "Fushikoma" Czoska
Typowy mól książkowy. Czyta po polsku, angielsku, niemiecku i ukraińsku, bardzo chciałaby jeszcze po francusku. Ostatnio jej ulubieni autorzy to Zadie Smith, Serhij Żadan, Jurij Andruchowycz, Amos Oz, Łukasz Orbitowski... Lubi komiksy, na przykład Sagę, Wytches, rzeczy Alison Bechdel czy Inio Asano. Jak ma czas, ogląda europejskie filmy i anime. Recenzuje jeszcze dla bloga Nie Tylko Gry (nietylkogry.pl), czasem pisze do Fabulariów (fabularie.pl).

Patronujemy

Copernicon 2022 - plakat festiwalu

REKLAMA

Zobacz też:
 


Reklama