Warszawski mikrokosmos. Recenzja „Pozwól rzece płynąć” Michała Cichego

Pozwól rzece płynąć zaczynałam czytać z obawą, że się nie uda – nie popłynie i mnie nie porwie. Byłam bardzo tej książki ciekawa; podobało mi się Zawsze jest dzisiaj tego samego autora, a teraz uwiódł mnie opis z tyłu okładki. I, nie da się ukryć, samo wydanie również jest urzekające: staranne, ładnie skomponowane, małe dzieło sztuki.

Bałam się jednak, że ta opowieść mnie nie wciągnie. Daleko mam do Warszawy. Nie znam tego miasta na tyle, żeby móc swobodnie przywołać w myślach ulice, na przechadzkę po których zaprasza autor. Myślałam, że to może nie wyjść – może sobie coś wyobrażę nie tak, albo nie zrozumiem, albo może to po prostu nie dla mnie i trzeba najpierw się przespacerować po Ochocie albo nawet zajrzeć na Google Maps.

Okazuje się jednak, że nie trzeba było się o to martwić. Narracja jest tak plastyczna i sugestywna, że jedyne obrazy, jakich potrzebuje wyobraźnia to te, które podsuwa sam tekst. Warszawska Ochota jaką maluje tekst może być zupełnie inna od tej, którą zauważyłby przechodzień; opis ma w sobie coś z lirycznej medytacji nad organizmem miasta, z jego arteriami ulic, żyłami alejek i codziennie mierzoną temperaturą. Opisy są skrzętne, niespieszne, płyną spokojnie i można wpaść w ten specyficzny czytelniczy rytm, z którego trudno się wyrwać. Ustępy są raz dłuższe, raz krótsze – czasem niemal eseistyczne, czasem sentencjonalne – i choć na pierwszy rzut oka przypominają rozrzucone myśli (akurat takie, jakie można mieć, jak się idzie na spacer po mieście, choćby właśnie po Warszawie), to całość jest konsekwentnie zorganizowana. Bohaterowie pojawiają się, znikają i wracają, czy to we własnej osobie, czy we wspomnieniu – widać w tym pewną spokojną, nieuchronną cykliczność, rytm miasta, bieg natury i ramy opowieści jednocześnie.

A jaka to opowieść – pisana poetyckim, malowniczym stylem, tak że momentami Ochota rozkwita i rzeczywiście można wierzyć narratorowi, który mówi na początku: Stanąłem pośrodku świata i rozejrzałem się dookoła. Proza upiększa ponure wieżowce, brudny pozimowy śnieg i brzydota nie przytłacza, nawet gdy głównym draniem-winowajcą jest wieczny listopad, najdłuższy miesiąc w Polsce. Michał Cichy widzi szkaradność która staje się centrum jego mikrokosmosu, niepozbawioną problemów, szarą i gorzką. Pisze bez złudzeń: Domy z fabryki domów są dla ludzi z fabryki ludzi i przypomina mi się nagle inny autor, który też pisał o Warszawie, Miron Białoszewski, który opisywał „uroki” wieżowca-mrówkowca. To nie jest opowieść o Warszawie jak z bedekera; to hołd dla miasta takiego, jakim jest, gdy się w nim zanurzy bez pośpiechu, wniknie w szczeliny chodników i zakamarki blokowisk. Nie tak wyobrażałam sobie piękno, ale teraz widać, że może być pięknie, gdy pięknie się o czymś pisze.

W tej prozie uderza szacunek, do wszystkiego i wszystkich wokół – do miasta, do przyrody i do człowieka. Pasuje to do wolnego rytmu opowieści, więc można się zatrzymać, gdy zatrzymuje się narrator, wsączyć w siebie jego otoczenie, a przede wszystkim porozmawiać z ludźmi. Bohaterowie to ci z osiedla – legendarna pani z kiosku, dozorca z okolicy, bezdomni – wszyscy, którzy mogliby być tylko tłem dla opowieści, dla pogrążonego w myślach spacerowicza, ale tutaj zwraca się uwagę na wszystko i na wszystkich, na miejsce, ludzi, zwierzęta (fantastyczna jest historia psa Poldka, który staje się równorzędnym bohaterem, a nie tylko osiedlowym przybłędą, na którego się nie zwraca uwagi na spacerze).

Pozwól rzece płynąć, mówi tytuł, i rzeczywiście – przychodzi na myśl panta rhei i nieustanne stawanie się. Ochocki mikrokosmos się staje, zmienia z miesiąca na miesiąc i z dnia na dzień, obojętny, wszechogarniający, prawdziwy. Okazuje się, że nieustanna obserwacja może pomóc w zrozumieniu swojego miejsca w świecie wielkiej zmiany.

Za Zawsze jest dzisiaj Michał Cichy otrzymał Nagrodę Literacką Gdynia i nominację do Nagrody Conrada. Teraz trzeba tylko czekać na docenienie Pozwól rzece płynąć – bo szkoda by było, gdyby ta opowieść przeminęła bez echa, jak ta często niezauważana codzienność, o której pisze autor.

Plusy:

  • wspaniały, obrazowy język: Chmury na niebie zaczęły rosnąć jak ciasto – a takich smaczków jest więcej!
  • można się zamyślić, ale nie przytłacza
  • po Rzece da się skakać – otwieranie na przypadkowej stronie i czytanie kilku zdań jest tak samo interesujące, jak czytanie całości, od deski do deski
  • prześliczne, porządne wydanie

Minusy:

  • miejscami nieco smutna, ale może to jednak jest plus?
Katarzyna Piękoś
Katarzyna Piękoś
Kiedy miała osiem lat, chciała zostać książką. Nie udało się i została anglistką z zamiłowaniem do dobrej literatury. Lubi chodzić po górach i słuchać metalu, ale nigdy jednocześnie. Miała życie, dopóki nie zaczęła uczyć się fińskiego.

Patronujemy

Copernicon 2022 - plakat festiwalu

REKLAMA

Zobacz też:
 


Reklama