Namnożyło się ostatnio morderstw w polskim kinie. Poza opisywanym tu filmem niedawno mieliśmy przecież Prostą historię o morderstwie, Wołyń, Ostatnią rodzinę, nieco wcześniej Sługi boże, a przed chwilą zadebiutował nowy Pitbull. Na szczęście poza zabójczym punktem wspólnym każda z tych opowieści dotyka innych problemów, dzięki czemu (jeszcze) nie grozi nam zmęczenie materiału. Również Jestem mordercą wydaje się filmem świeżym, pomysłowym, mimo że w gruncie rzeczy policjant próbujący rozpracować nieuchwytnego zabójcę to motyw wyjątkowo wyeksploatowany.
Janusz Jasiński, młody milicjant zostaje wmanewrowany w śledztwo mające doprowadzić do złapania „wampira z Zagłębia”, brutalnego seryjnego zabójcy. Dochodzenie od wielu miesięcy stoi w miejscu, perspektyw na sukces brak, a sam główny bohater doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Mimo to Jasiński podejmuje walkę (bo co innego miałby zrobić?), a dzięki swojemu sprytowi i kreatywności udaje mu się nadać sprawie bieg, co po kilku wzlotach i upadkach doprowadza do aresztowania podejrzanego.
I tutaj Jestem mordercą dopiero się zaczyna. Dzięki awansowi milicjant trafia do wyższej ligi, gdzie rozgrywki polityczne i relacje między poszczególnymi figurami mają już inny wymiar. Opromieniona sukcesem postać zbiera przemysłowe ilości gratulacji, a wraz z tym pojawiają się pierwsze symptomy odrealnienia. W dodatku oczywista sprawa okazuje się mniej jednoznaczna niż wydawało się to na początku, a bohater pierwotnie doskonale radzący sobie z presją zaczyna być przez nią przytłoczony, co powoduje różne reperkusje.
Więcej ujawnić nie wypada, ale zapewniam, że powyższy akapit nie wyczerpuje nawet połowy fabuły. Film Macieja Pieprzycy jest bardzo dynamiczny, wiele się tu dzieje, ale jednocześnie reżyserowi udała się trudna w takich przypadkach sztuka nie zmęczenia widza nadmiarem danych. Trudno więc oderwać wzrok od ekranu, równocześnie nie ma jednak poczucia jakiegoś chaosu, szaleńczego tempa. Wątki zgrabnie się łączą, przez co historia jest bardzo spójna. Każda postać ma swoją osobowość, swoje motywacje i swoje cele, na szczęście udało się uniknąć papierowych, jednowymiarowych kukiełek. Wszystko przez to, że historia seryjnego mordercy, choć spaja fabułę, w żaden sposób jej nie dominuje. Pierwsze skrzypce gra tutaj psychologia postaci, ewolucja głównego bohatera i jego walka ze skutkami własnej pracy.
Efekt nie byłby tak mocny, gdyby nie rewelacyjna gra aktorów. Osoby odpowiedzialne za casting i dobór ról wykonały świetną robotę, bo pod względem czysto aktorskim Jestem mordercą należy do ekstraklasy. Arkadiuszowi Jakubikowi nawał pracy najwyraźniej służy (ostatnio przecież zagrał w Wołyniu, a także wyreżyserował Prostą historię o morderstwie) – jego Wiesław to postać skomplikowana, niby porażająco bierna w obliczu sytuacji, ale jednak na swój sposób walcząca. Mirosławowi Haniszewskiemu, odtwórcy głównej roli ten występ zapewne otworzy drzwi do innych projektów o podobnej skali – artysta poradził sobie z trudną przecież postacią doskonale.
Jedyne, co mi w Jestem mordercą przeszkadzało, to dość wyraźne zajęcie stanowiska w sprawie Wampira. Niby sprawa do końca pozostaje otwarta, niby nic nie jest pewne, ale jednak czuć po której stronie stoi reżyser i jaką wersję forsuje. Wydaje mi się, że bardziej neutralne podejście wywarłoby jeszcze lepszy efekt.
Pomimo tej wady, Jestem mordercą to bardzo dobry film. Walka o nagrody filmowe za 2016 rok będzie ciekawa – choć konkurencja jest tym razem wyjątkowo silna, produkcja Macieja Pieprzycy wcale nie stoi na przegranej pozycji.