Przemysław Karda, zanim został pisarzem, był żołnierzem, podróżnikiem, filozofem. Później postanowił napisać książkę i stworzył projekt na stronie wspieram.to. Błąd! Postanowił stworzyć „fascynujące uniwersum science fiction”.
Interregnum to wielowątkowa opowieść militarno-naukowo-filozoficzna. Mamy tu więc wydarzenia na innej planecie, genewski Wielki Zderzacz Hadronów, 2 REP Legii Cudzoziemskiej z Korsyki, CIA, wątek przemytu narkotyków i pytania o sens istnienia. I wszystko to już na pierwszych 50 stronach książki. Później jest tego jeszcze więcej – pytanie tylko, czy lepiej. Lovecraftowska „przestrzeń, która ma kąty” miesza się tu z koszmarnymi wizjami piekła rodem z filmu Ukryty wymiar – Event Horizon. Inspiracji do stworzenia Interregnum dostarczyła m.in. książka Między chaosem a świadomością: Hiperfizyka. Jak sam autor informuje na stronie projektu: „to książka dla świadomych, zainspirowana prawdziwymi wydarzeniami z uwzględnieniem alternatywnych teorii kosmologicznych”.
Dwa główne wątki to historia doktor Moniki Eden, naukowca z CERN, która odkrywa coś podważającego teorię względności Einsteina; oraz Gaëla Lescout, porucznika Legii Cudzoziemskiej, którego zadanie okazuje się być zupełnie inne, niż pierwotnie przewidywano. Pomiędzy te dwa wątki zostaje jeszcze wpleciona historia zagłady cywilizacji na innej planecie, lecz wszystko to z czasem zaczyna układać się w całość; bynajmniej jednak nie w informację czym samo Interregnum jest – na to musimy zaczekać, może do drugiego tomu tej kosmicznej epopei, może dłużej.
Biorąc się za książkę Przemysława Kardy obawiałam się powtórki z twórczości Bartka Biedrzyckiego (autora Kompleksu 7215), człowieka, który umie opowiadać i posiada wiedzę merytoryczną, jednak miewa trudności z przelaniem jej na papier w sposób możliwy do przyswojenia jej przez czytelnika – najwyraźniej nie każdy żołnierz może być nowym Suworowem. Znajomość broni i sił specjalnych współczesnego świata to jeszcze nie wszystko, trzeba to ubrać w odpowiednie słowa. Autor uprawia słowną ekwilibrystykę, próbując zrównoważyć pustkę kosmosu i wojskową oschłość nadmierną poetyką. Interregnum to książka, gdzie „obraz zapalił się pulpitem”, „luk desantowy zapalił się pionową kreską”, „okolicę biczował wiatr a szalejąca zawieja kołtuniła niewyraźne skalne zęby”. Tymczasem człowiek uśmiechając się „marszczy policzki”, „trafiony kilogramami ołowiu cieknie czerwienią”, a będąc w pobliżu rannego można zostać „pocętkowanym na czerwono”.
Do minusów książki należą też dialogi, które są na bardzo nierównym poziomie. Większość postaci, poza żołnierzami, prowadzi je często w nieznośnie górnolotnym stylu, co wskazuje na to, jakie środowisko jest autorowi najbliższe. Karda ma pomysł i wizję, ma też – z racji doświadczenia zawodowego i wykształcenia – pewne pojęcie o kwestiach, które porusza. Brakuje jednak warsztatu, niestety w swoim debiucie nie jest on w stanie przedstawić wszystkiego w sposób przyjazny dla czytelnika.
Lubię fantastykę zadającą pytania o SENS, strzelanki w kosmosie, jak i historie rodem z Legii Cudzoziemskiej, dlatego też ta szalona mikstura w Interregnum mnie nie przeraziła, jednak umieszczanie we własnym dziele cytatów z Lema jeszcze nikogo nie uczyniło wybitnym twórcą gatunku. Nie wystarczą „prawdziwe wydarzenia” ubogacone o boga kwantowego, logikę rozmytą i Reptilian. Przed wydaniem drugiego tomu swojego opus magnum autor mógłby uzupełnić swoje szerokie wykształcenie o warsztaty pisarskie – nie tylko pomysł świadczy o książce, ważne też aby „odpowiednie dać rzeczy słowo”.
Na plus:
- wartka akcja
- estetyczne wydanie
Na minus:
- styl, przede wszystkim opisy
- dialogi