„Biały, biały dzień” – recenzja filmu

Trzy lata temu, jeszcze przed powstaniem Białego, białego dnia, podczas promocji Zimowych braci, islandzki reżyser Hlynur Pálmason wyjawił dwie rzeczy: po pierwsze, całkowita kontrola nad procesem twórczym pozwala mu na wolność tworzenia historii. Po drugie, jeśli chodzi o inspiracje, to intryguje go to, co ukryte.

Trzy lata później doskonale widać to w Białym, białym dniu. Jako reżyser i scenarzysta w jednym, Pálmason był w stanie wykreować spójny fabularnie i kinowo obraz, w którym ujęcia podkręcają opowiadaną w nim historię.

A historia nie jest lekka ani prosta. Tytułowy Biały, biały dzień, jak dowiadujemy się na samym początku obrazu, to dzień, kiedy niebo jest tak białe, że zlewa się ze śniegiem – wtedy to zmarli przemawiają do żywych.

I tak główny bohater, emerytowany policjant Ingimundur (Ingvar Sigurdsson), żyje z głosem z tyłu głowy, który mógłby być szeptem jego tragicznie zmarłej żony, ale mógłby być też zwykłą wątpliwością czy nieufnością. Czy żona go zdradzała?

Recenzja filmu Biały, biały dzień

Ingimundur, czy to w ramach prywatnej zemsty, czy z potrzeby katharsis, rozpoczyna prywatne śledztwo, tym bardziej bolesne, że sam dochowywał wierności żonie. Bo przecież żona jakoś zawsze Ingimundurowi wystarczała.

Przyznaje to tymi oto słowami sam bohater, siedząc cicho przy stole w kluczowej scenie filmu. Niby nie dzieje się nic brutalnego – po prostu dwóch facetów i rozmowy o życiu, miłości i zdradzie – ale ze sceny bije napięcie. Jeden z nich nigdy nie zdradziłby żony, drugi to robi; żaden nie rozumie podejścia tego drugiego. Rozmowa trwa, a kamera zamiast skupiać się na postaciach, najeżdża na przedmioty. Abstrakcyjne zbliżenia pogłębiają wrażenie wyobcowania i niezrozumienia, ale też dodają frustracji. Są to emocje, które towarzyszą głównemu bohaterowi przez cały film. Nie ogląda się tego łatwo. Igimundur własne napięcie wyładowuje na innych osobach. I chociaż to on wciąż cierpi i został zraniony, to mamy tutaj efekt domina: jego zachowanie rani też innych.

I łatwo byłoby przeładować historię emocjami tak, że będą powodować u widza już tylko znużenie, w ogóle go nie ruszą. Pálmason jednak na tyle umiejętnie żongluje scenami, że może ciężko się ogląda, ale nie traci się zaangażowania.

Recenzja filmu Biały, biały dzień

W innej kluczowej scenie Ingimundur samotnie siedzi w pokoju, w którym odbywa się zdalnie sesja terapeutyczna. Połączenie jest słabe i przerywane, dźwięk się zacina, utrudniając rozmowę. Pod wpływem emocji Ingimundur rozbija ekran o ziemię; choć do tej pory kamera stosowała zbliżenia, teraz obserwujemy go przez okno. Nie wszystko widać – a tym bardziej nie wszystko słychać. Reżyser umiejętnie balansuje między przyzwoleniem, aby widz miał wgląd w uczucia bohatera, a jednocześnie daje mu sporo prywatności. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że przez cały czas trwania filmu jesteśmy świadkami niesamowicie intymnej historii.

W miarę postępowania śledztwa Ingimundura pomagają umiejętnie dobrane abstrakcyjne ujęcia. Reżyser bawi się metaforami, które kontrapunktują najbardziej nacechowane emocjonalnie sceny; jest to ciekawy zabieg – sceny nie tyle szokują, co dawkują przefiltrowane przez abstrakcję napięcie. Jednocześnie reżyser nie unika pokazywania przemocy, wręcz przeciwnie. W końcu Biały, biały dzień to przede wszystkim ludzka historia i nic, co ludzkie, nie jest jej obce.

Obserwujemy przecież nie tylko policyjne śledztwo, ale przede wszystkim proces żałoby – czyli proces niezwykle osobisty, samotny i bolesny, a przede wszystkim ludzki. Ingimundur to nie tylko żądny zemsty mąż-policjant, ale przede wszystkim żałobnik szukający zrozumienia, który wciąż tęskni za tragicznie zmarłą żoną.

Recenzja filmu Biały, biały dzień

Reżyser subtelnie ukazuje ciche momenty żałoby – jak oglądanie starych nagrań, na których pojawia się żona bohatera – ale też rysuje Ingimundura jako ciepłą, rodzinną osobę i kochającego dziadka, który zbudował pełną czułości, choć niepozbawioną problemów relację z wnuczką (swoją drogą, fenomenalnie zagrana przez Ídę Mekkín Hlynsdóttir postać). Złożoność głównego bohatera to ogromna zaleta tej historii, która mogłaby być łatwo spłycona do konwencjonalnej opowieści o zdradzie, zemście i przemocy.

Pálmason jednak niczego nie upraszcza. W stworzonym przez niego świecie każdy element przemawia własnym głosem, od bohaterów po islandzką przyrodę, którą wykorzystuje jako zwierciadło dla przeżyć Ingimundura. W białym, białym dniu nie tylko zmarli mogą mówić.

7.5/10

Biały, biały dzień (2019)

Bialy, bialy dzienReżyseria: Hlynur Pálmason
Scenariusz: Hlynur Pálmason
Obsada: Ingvar Sigurðsson, Ída Mekkín Hlynsdóttir, Hilmir Snær Guðnason, Sara Dögg Ásgeirsdóttir, Elma Stefania Agustsdottir



Katarzyna Piękoś
Katarzyna Piękoś
Kiedy miała osiem lat, chciała zostać książką. Nie udało się i została anglistką z zamiłowaniem do dobrej literatury. Lubi chodzić po górach i słuchać metalu, ale nigdy jednocześnie. Miała życie, dopóki nie zaczęła uczyć się fińskiego.

Patronujemy

Copernicon 2022 - plakat festiwalu

REKLAMA

Zobacz też:
 


Reklama