Dawno, dawno temu, na każdym forum w rubryce „zainteresowania” bez wahania na pierwszym miejscu wpisywałem horror. Gatunek ten wydawał się w końcu naturalnym środowiskiem mrocznego metalowca. Pochłaniałem więc przemysłowe ilości prozy Stephena Kinga, Grahama Mastertona czy Guya N. Smitha, oglądałem zarówno filmowe klasyki, jak i szmirowate, niskobudżetowe produkcje ze straszydłami w roli głównej. I nagle, z dnia na dzień, przyszedł przesyt i głębokie poczucie, że horror zjadł własny ogon. Jasne, cały czas pojawiają się udane produkcje (jak Obecność czy tegoroczne To), ale odtwórczość i wyeksploatowanie zdecydowanej większości technik wywołania niepokoju u odbiorcy sprawiają, że to, co ma straszyć, od pewnego (i wcale nie wysokiego) poziomu wtajemniczenia często wywołuje co najwyżej politowanie.
Tym chętniej postanowiłem wraz z Agnieszką i Karoliną obejrzeć filmy prezentowane w ramach drugiej edycji Fest Makabry – festiwalowy zestaw składa się z pięciu straszaków, pochodzących z różnych krajów i należących do różnych podgatunków. W jakiej kondycji znajduje się filmowy horror A.D. 2017?
Pamiętam cię (2017), Islandia, reż. Óskar Thór Axelsson
Film przedstawia dwie historie – współpracującego z policją psychiatry Freyra oraz trójki przyjaciół chcących założyć pensjonat na odseparowanej wyspie. Małżonkowie, Garðar i Katrín, razem z Líf ochoczo zabierają się za remont opuszczonej posiadłości, a wraz z wiekowym wyposażeniem spod grubej warstwy kurzu wyłania się również niepokojący sekret. Freyr zostaje wezwany by pomóc w rozwiązaniu zagadki nietypowego samobójstwa, które szybko okazuje się jednym z wielu elementów tajemniczej układanki. Bohaterowie obu wątków równocześnie zmagają się z traumatycznymi wydarzeniami z niedalekiej przeszłości, co jest nicią łączącą dwie opowieści.
Siłą Pamiętam cię jest przeplatanie się wątków kryminalnych z horrorem – dzięki temu obraz nie jest do końca typowym filmem grozy, o którym zapominamy chwilę po wyjściu z kina. Nie byłby on jednak tak efektowny, gdyby nie islandzka sceneria, której odizolowanie i chłód sprawiają, że jest ona idealnym tłem dla tego gatunku. Óskar Axellson ma tego pełną świadomość i bardzo umiejętnie serwuje nam surowe, nieprzyjazne, ale przy okazji bardzo malownicze widoki. Solidne europejskie kino.
Szklana trumna (2016), Hiszpania, reż. Haritz Zubilaga
Hiszpańska wariacja na temat Piły. Nagradzana aktorka wsiada do luksusowej limuzyny, jednak ta wkrótce się zamyka, nie pozwalając bohaterce uciec. Uwięziona kobieta musi wykonywać polecenia tajemniczej postaci z ekranu, a cała intryga opiera się na zemście za wydarzenia z przeszłości.
I może by to wyszło, mimo wykorzystania ogranego konceptu, gdyby nie scenariusz – akcja zaczyna się tak szybko, że widz nie ma możliwości nawiązać więzi z główną bohaterką, a późniejsze strzępy informacji nie wystarczają, by dowiedzieć się czegoś więcej. Paola Bontempi robi w głównej roli co może, ale jej całkiem udana kreacja nie zmieni faktu, że Szklana trumna to mało finezyjne humiliation porn. Fani gatunku być może będą zadowoleni, pozostała część widowni niekoniecznie.
Słudzy diabła (2017), Indonezja, reż. Joko Anwar
Porządne kino, horror psychologiczny. Nie do tego stopnia, co Babadook czy Dziecko Rosemary, ale z tym drugim może się kojarzyć. Akcja Sług rozgrywa się prawie w całości wewnątrz domu pewnej wielodzietnej rodziny. Nie od razu zorientujecie się, że to jedynie trzy pokolenia: dzieci znacznie różnią się wiekiem i wcale nie są podobne ani do siebie, ani do swoich rodziców czy babci. To nie jest kwestia marnego doboru aktorów, zobaczycie.
Rodzina skupia się wokół obłożnie chorej matki. Trochę się jej boją, trochę ich irytuje jej wieczne dzwonienie i wzywanie kogoś do siebie. Właściwie cała obsada gra na bardzo subtelnych emocjach, irytacji, smutku i tęsknocie za jeszcze żyjącą, ale już nie bardzo obecną mamą i żoną. Delikatna, podprogowa groza wyznacza rytm filmu właściwie do końca, choć pojawiają się też sceny panicznych ucieczek, nagle zamykające się drzwi, nieoczekiwanie objawiające się zjawy… Aż do zupełnie niesamowitej, bardzo poetyckiej sceny końcowej, która rzuca zupełnie nowe światło na dzieło Joko Anwara. Widz jest trzymany w napięciu przez cały czas. Śledzi zagubienie nawiedzanej rodziny, która wciąż dowiaduje się nowych faktów lub teorii o swojej sytuacji i ma nadzieję na ratunek. Daje się zaskakiwać i zwodzić. Ale przede wszystkim podziwia grę aktorów i piękne, miodowe zdjęcia. Praca operatora i finał Sług dobitnie pokazują, że to kino z artystycznymi ambicjami. A przy okazji zobaczycie także tradycyjny pogrzeb zgodny z indonezyjską, muzułmańską tradycją – pokazany równie hipnotyzująco, co ten z Blaszanego bębenka.
Okręt strachu (2016), Chiny, reż. Zao Wang
Chińskie komedie romantyczne mają to do siebie, że są dość amerykańskie i konserwatywne. Oczywiście, nie wszystkie, ale dobrze wiemy, że ten gatunek często oznacza bardzo stereotypowe kino. Dlaczego zaczynam opis horroru w taki sposób? Bo dzięki temu możecie sobie od razu wyobrazić, z jakim filmem macie do czynienia.
Okręt to połączenie Hostelu, Deadman Wonderland, Cube i Prestiżu z moralitetem. Do tego nieudane. Aktorzy grają przeciętnie lub źle, sporo scen polega na bieganiu pod hasłem “szybko, szybko, zanim zrozumiemy, że to bez sensu”. Finałowy zwrot akcji trochę usprawiedliwia konwencjonalność tej historii i to, że składa się w większości z cytatów z innych filmów o torturowaniu ludzi w obwieszonych folią pokoikach… Ale nie do tego stopnia, żeby widz rzeczywiście coś poczuł. A o co chodzi? Grupka nieznających się osób zostaje zabrana na luksusowy rejs jachtem, który okazuje się najeżonym pułapkami escape roomem… W końcowej scenie zobaczycie jeszcze głównych bohaterów w eleganckich ciuchach na tle morza – bo tak musi się kończyć robiona pod publiczkę historia. Lepiej obejrzeć opisane wyżej Sługi, a jeśli macie ochotę na trochę obrzydliwości z Azji – koreański Zombie Express.
Głosy ze ściany (2017), USA, reż. Eric D. Howell
Kilkuletni Jacob (Edward Dring) po śmierci matki przestaje mówić. Zrozpaczony ojciec (Marton Csokas) zatrudnia kolejne opiekunki-terapeutki, ale żadna nie jest w stanie pomóc chłopcu. W końcu trudnego zadania podejmuje się Verena (Emilia Clarke), która ostatecznie odkrywa tajemnicę stojącą za chorobą Jacoba.
Piękne ujęcia, powolna, budująca klimat narracja, zaskakująco dobra gra Emilii Clarke (chociaż jej maniera z pewnością nie wszystkim przypadnie do gustu) i niestety rozczarowujące zakończenie, przez które film pozostawia uczucie sporego niedosytu. Głosy ze ściany to dobry wybór dla osób, które chcą obejrzeć okołohorrorowe kino, ale niespecjalnie lubią się podczas seansu bać.
Opisane powyżej filmy festiwalowe można obejrzeć w kinach studyjnych. Aktualizowana lista seansów znajduje się na oficjalnym fanpage Fest Makabry. Warto zajrzeć też na festmakabra.pl.
Autorami artykułu są Adam Kubaszewski (wstęp, Szklana trumna, Głosy ze ściany), Agnieszka Czoska (Okręt strachu, Słudzy diabła) i Karolina Kędzierska (Pamiętam cię).