Sporo tej książki na bookstagramie, dyżur autografowy autorki na Krakowskich Targach Książki cieszył się dużą popularnością… Czyli trochę mamy do czynienia z bestsellerem, a na pewno z tzw. literaturą kobiecą, ale daleką od serii Harlequin. Adela nie pojawia się też za bardzo w towarzystwie książek Grocholi. Zaintrygowało mnie to, wydawnictwo Novae Res zaproponowało nam książkę – i tak dotarliśmy do recenzji.
Historia Adeli to po prostu powieść obyczajowa. Jej główna bohaterka wraca po kilku latach mieszkania we Włoszech do rodzinnego Wrocławia. Ma za sobą udane, ale ciężkie małżeństwo, śmierć ukochanego, popalone mosty z polskiej młodości. Cała historia jest opowiadana z pierwszoosobowej perspektywy: trzydziesto(paro)latka szuka na nowo swojego miejsca w świecie, słucha jazzu, rozwiązuje zagadki z nieswojej przeszłości. Bardzo często brzmi stanowczo zbyt dojrzale jak na swoją metrykę, co może się czytelnikowi podobać lub nie, ja musiałam co jakiś czas przypominać sobie, że nie czytam o osobie sporo starszej. W jej życiu powoli pojawiają się nowi przyjaciele, nieśmiała miłość (wątek romansowy jest u Knedler potraktowany aż za subtelnie), wracają rodzice, którzy zafundowali jej paskudne dzieciństwo.
To bardzo ładnie, starannie wydana książka… ale źle zredagowana. Wspomniałam wcześniej, że jej ton jest nieco zbyt dojrzały jak na rzecz opowiadaną przez trzydziestoletnią dziewczynę. Do jakiegoś stopnia uzasadnia go jej trudne życie i charakter, ale zdarzają się także zwykłe błędy. Jak na przykład wyrażenie „powiodła mnie do stolika” użyte w akapicie mającym poza tym swobodny, konwersacyjny ton do którego dużo bardziej pasowałoby zwykłe „zaprowadziła”. W jednym z późniejszych rozdziałów pojawia się nagle zdanie przedstawiające jedną z drugoplanowych postaci, która nie tylko została już wprowadzona do książki, ale nawet pojawiła się akapit wcześniej. Fragment brzmi jak przeklejony i niepoprawiony. Wspomniałam już o wątku romantycznym – naprawdę nie zrozumiałam, że relacja Adeli i jej przyjaciela zaczyna być miłością. Nie tylko straciłam przez to część kontekstu, ale też uznałam ją za kogoś w rodzaju histeryczki, kiedy nagle zaczyna się zastanawiać nad nią używając słowa „związek”. Wszystkie te niedociągnięcia, nawet ostatnie, można by łatwo usunąć, gdyby tylko jakaś redakcja podesłała autorce uwagi i poprawki. Nawet Zadie Smith i Salman Rushdie mają redaktorów. Nawet Nabokov miał. Między innymi dzięki temu ich książki czyta się tak płynnie.
Adeli nie czytało mi się dobrze, chociaż nie było to przykre doświadczenie. Błędy sprawiały po prostu, że ciężko było mi się wczuć w historię. Irytowało mnie to tym bardziej, że nie jest ona pozbawiona czaru. Knedler ma talent do żartowania, niektóre rozmowy bohaterów są naprawdę zabawne, a w ich ripostach nie ma śladu sztuczności. Sama Adela bywa ironiczna, co świetnie przełamuje patos, w który zdarza jej się osunąć. Do tego powieść nie jest gatunkową sztampą, czytelnik jest czasami nabierany – jakiś obiekt może nam się wydawać przysłowiową strzelbą Czechowa, bohaterowie także wierzą, że jest on kluczem do rozwiązania jakiejś zagadki, ale z czasem może się okazać, że wszyscy wiązaliśmy z nim za duże nadzieje. Humor i zabawa z oczekiwaniami czytelnika stanowią ciekawą grę z powieścią gatunkową, zwłaszcza z przywoływaną w książce twórczością Joanny Chmielewskiej. Gdyby tylko trochę przyłożyć się do redakcji, mogłaby z Adeli powstać naprawdę świetna rzecz.
Hot or not? Nie umiem odpowiedzieć do końca na to pytanie. Historia Adeli to połączenie smutnej powieści obyczajowej z ironicznym komentarzem i (bardzo często) ciekawymi dialogami. Naszpikowane notatkami o jazzie, filmach i książkach, które doceni każdy kolekcjoner kultury. I zawierające sporo niedociągnięć przeszkadzających odbiorcy. Może jednak mam odpowiedź – na dzisiaj nie wydaje mi się, że to gotowa wersja tej powieści, ale wydanie drugie (poprawione) przyjmę z chęcią.
Na plus:
– niesztampowa książka
– przyjemny humor
Na minus:
– błędy i niedociągnięcia w języku
– zdarzają się niezręczności w fabule
– niedopracowana książka