W dobie dominacji kina amerykańskiego filmy zza wschodniej granicy często są dzisiaj lekceważone, odrzucane. Po części wynika to pewnie ze zmęczenia materiału (w końcu przez kilkadziesiąt lat bratniej pomocy ludzie zdążyli mieć dość), po części z przyczyn politycznych, być może kluczowy jest lepszy – bo globalny – marketing anglojęzycznej kinematografii. Kino rosyjskie trzyma się tymczasem całkiem dobrze, czego efektem jest przedstawiona poniżej lista sześciu godnych uwagi propozycji.
Nie jest to oczywiście opracowanie całościowe, nie jest to nawet wycinek bogactwa, jakie oferuje tamtejszy przemysł filmowy. Z pewnością jednak zestawienie może stanowić dobry wstęp i zachętę do zapoznania się z kolejnymi produkcjami rosyjskich scenarzystów i reżyserów.
Lewiatan (2014), reż. Andriej Zwiagincew
Wódka zagryzana smutkiem. Kola, spokojny mechanik samochodowy, dowiaduje się, że wkrótce straci dom na rzecz diabolicznego Wadima, mera miasta. Pełny wiary w sukces Kola podejmuje nierówną walkę z silniejszym przeciwnikiem, próbując jednocześnie wychować nastoletniego syna i utrzymać chwiejące się małżeństwo z melancholijną Liliją. Gdy wydaje się, że sprawa jest przegrana, główny bohater prosi o pomoc swojego dawnego przyjaciela, dziś wziętego prawnika. Promyk nadziei ostatecznie zamienia się w pożar, który będzie miał poważne konsekwencje.
To jeden z tych filmów, w których na głównego bohatera spadają kolejne plagi i psuje się wszystko, co tylko może. Fatalistyczna, depresyjna historia mocno oparta na biblijnej historii o Hiobie zostaje w pamięci na długo. Nie jest to jednak zwyczajna adaptacja przypowieści – Lewiatan to również swoisty protest w imieniu Rosjan, którzy po upadku ZSRR byli pozostawieni sami sobie, których pozorna transformacja ustrojowa zmarginalizowała jeszcze bardziej niż poprzedni system.
Stalker (1979), reż. Andriej Tarkowski
Sztandarowe dzieło Andrieja Tarkowskiego, będące (naprawdę bardzo) luźną adaptacją Pikniku na skraju drogi braci Strugackich, którzy byli zresztą współautorami scenariusza. Adaptacja to chyba nawet za mocne słowo, ponieważ poza Strefą i Stalkerem punktów wspólnych jest raczej niewiele.
Bohaterowie – cyniczny Pisarz i oddany nauce Profesor wchodzą do Strefy prowadzeni przez natchnionego idealistę Stalkera. Sama Strefa to odgrodzony obszar, w którym zachodzą różnorakie anomalie – teren zdaje się być osobnym, inteligentnym bytem, niczym ocean w Solaris Stanisława Lema. Gdzieś tam znajduje się Komnata, ponoć mogąca spełniać życzenia wędrowców.
Dla całej trójki wycieczka okazuje się tak naprawdę wyprawą w głąb siebie, a dla widza filozoficzną opowieścią o tożsamości i poszukiwaniu sensu. Film jest pełen typowych dla Tarkowskiego długich, powolnych ujęć.
Geograf przepił globus (2013), reż. Aleksandr Veledinsky
Viktor zostaje nauczycielem geografii w prowincjonalnej szkole i szybko przekonuje się, że zapanowanie nad grupą licealistów to nie jest taka prosta sprawa. Próbuje więc dotrzeć do nich inaczej, zabierając młodzież na wycieczki po okolicy zamiast wygłaszać standardowe wykłady, co początkowo odnosi pewne efekty.
Viktor nie jest jednak specjalnie silnym człowiekiem, więc nie zawsze udaje mu się wygrać z rozgoryczoną brakiem perspektyw klasą, do tego żona zdaje się mieć dość małżeństwa… Film dość podobny w wydźwięku do opisywanego wyżej Lewiatana – Geograf przepił globus prowadzi do z grubsza tych samych wniosków, jednak robi to w dużo lżejszy sposób. Nawiązując do ważnego elementu obydwu tych filmów, czyli alkoholu, Lewiatana można porównać do czystego spirytusu, zaś Geograf to oparta na tym spirytusie nalewka.
9. kompania (2005), reż. Fiodor Bondarczuk
Historia wojenna luźno oparta na prawdziwych wydarzeniach z czasów radzieckiej inwazji na Afganistan. Wysokobudżetowa, zrealizowana z niezwykłym rozmachem produkcja opowiada o bitwie o wzgórze 3234, mającej miejsce w 1988 roku, kiedy to armia radziecka przeprowadziła największą operację wojskową przeciwko mudżahedinom. O ile główni bohaterowie, czyli tytułowa 9. kompania, zostali przedstawieni w dość prosty, ale charakterystyczny sposób (jest tu i wrażliwy artysta, i hałaśliwy awanturnik), to historia ta nie podejmuje próby zrozumienia wroga – mudżahedini pozostają tłumem bez twarzy.
Film ukazuje, jak młodzi wolontariusze stają twarzą w twarz z ogromem, okrucieństwem i beznadziejnością wojny, której nie mogą wygrać. 9. kompania jest filmem o tyle tendencyjnym i konwencjonalnym, że mógłby opowiadać o jakimkolwiek konflikcie. Paradoksalnie jednak to jest jego siłą, gdyż ta przewidywalność gwarantuje pewien uniwersalizm. Chociaż film nie przypadł do gustu weteranom, którzy zarzucili mu niezgodność z historią, został on doceniony i przez krytyków, i przez publiczność.
Morfina (2008), reż. Aleksey Balabanov
Film oparty na opowiadaniu Bułhakowa. Czasy rewolucji październikowej. Młody, utalentowany lekarz Michaił Poliakow rozpoczyna pracę w małym mieście. I choć zarówno zawodowo, jak i towarzysko radzi sobie całkiem nieźle, to wszechogarniająca nuda i nikłe szanse na zmianę środowiska sprawiają, że doktor zaczyna umilać sobie czas morfiną. Substancja powoli przejmuje kontrolę nad życiem Poliakowa i bezpośrednio wpływa na jego relacje z otoczeniem.
Dosłowne, naturalistyczne sceny (m.in. operacje) zgrabnie wzmacniają symbolikę filmu, a uzależnienie, choć stanowi motor napędowy fabuły, jest tutaj tylko pretekstem. W rzeczywistości to film o społeczeństwie, o różnych typach ludzi, ale przede wszystkim o Rosji i rosyjskiej mentalności.
Listy martwego człowieka (1986), reż. Konstantin Łopuszanski
Chyba najmocniejszy w historii filmowy manifest przeciwko zbrojeniom nuklearnym. W wyniku idiotycznego zbiegu okoliczności rozgorzała wojna atomowa, przez co świat stanął na krawędzi zagłady. W ruinach miast kryją się ludzie, którzy jakimś cudem przetrwali apokalipsę. Ocaleni nie mają jednak wiele czasu, powoli zabija ich promieniowanie i tryb życia. Jedynym miejscem, które jest w stanie zapewnić ludziom ochronę jest Centralny Bunkier, do którego wstęp jest jednak ściśle limitowany.
To, co w Listach zachwyca, to sugestywny klimat, potęgowany przez znakomitą scenografię – ciasne, klaustrofobiczne wnętrza schronów robią piorunujące wrażenie. Z drugiej strony, trzeba też zauważyć, że Łopuszanski prezentuje bardzo prostą historię; świetnie zrobioną, ale jednak łopatologiczną cautionary tale.
Dopiero po napisaniu tego artykułu zdałem sobie sprawę, że wszystkie przedstawione powyżej filmy są smutne, dołujące. Wyrażają rozgoryczenie przeszłością albo strach przed przyszłością. „И скучно и грустно! – и некому руку подать”, jak pisał Michaił Lermontow („I smutno i nudno, i ręki nikt ci nie poda”). Nudno jednak z pewnością nie jest, o czym warto przekonać się samemu.
Inne artykuły o rosyjskich filmach:
Współautorką artykułu jest Katarzyna Piękoś.