Czas kwitnienia wiśni i śliw to idealna okazja do podziwiania ulotności piękna i oddania się mono no aware – zachwytowi nad małym, codziennym, nietrwałym pięknem. Wystarczy wyjść na chwilkę z domu, czasem ledwo przed blok, żeby zobaczyć ukwiecone drzewko. To być może jedyny moment w roku, kiedy blokowiska wyglądają ładnie. Szkoda byłoby przegapić okazję i nie wybrać się na Hanami – piknik albo spacer pod białymi lub różowymi, sypiącymi płatkami koronami (żółte się nie liczą).
A kiedy już jedną nogą wejdziemy na terytorium japońskiej kultury, czemu nie pójść dalej i nie poczytać czegoś pod wiśniowym drzewkiem? Służę listą małego wstępu do współczesnej literatury tego kraju, być może bez większych zaskoczeń, bo skupię się na autorach przetłumaczonych na polski. Za to będą i tradycyjne książki i mangi. Wszystkie w nastroju ciszy i melancholii, umiłowania codzienności i spraw nieoczywistych.
1. Inio Asano*
Zacznę od bardzo smutnych i pięknych mang Asano. Na polski przetłumaczono jego Osiedle promieniste i Solanina. Ten drugi jest dość nietypowy dla tego autora, bo to dwutomowa historia, podczas gdy większość jego komiksów składa się z krótkich opowieści, czasami ułożonych w patchworkową całość. Autor przechwytuje swoje postaci, gdy znajdują się w stanie zawieszenia: od codziennego rozmarzenia, przez powrót do przeszłości podczas spotkania po latach, po postanowienie o samobójstwie. Sporo Asano wydano po niemiecku, więc jeśli znacie ten język, polecam poszukanie go w księgarniach, nie trzeba nawet wybierać się do specjalistycznego sklepu.
2. Banana Yoshimoto
Dalej smętnie, ale bardziej dziewczyńsko. Yoshimoto debiutowała wydaną także u nas Kuchnią, po której zdobyła od razu ogromną popularność. Po polsku jakoś zniknęła po Tsugumi, toteż dużo więcej znajdziecie po angielsku, dzięki jej niegasnącej popularności za oceanem. Natkniecie się tu na wątki kulinarne, rozmowy nastolatków i trudne początki dorosłości, zawiłe relacje rodzinne… Bohaterowie przeżywają swoje dziwne (a często wręcz mistyczne – np. w Lake) przygody ze sporą dawką spokoju, wręcz stoicko, a przynajmniej tak możecie zapamiętać te historie. Spora dawka cichego optymizmu i piękne opisy społeczności japońskich przedmieść i prowincji.
3. Hiromi Kawakami
Wydaje ją Karakter, co dla niektórych (np. piszącej tę listę) stanowi rekomendację samą w sobie. Delikatny, subtelny język, poczucie odrealnienia połączone z często aktywnymi, wręcz obsesyjnymi bohaterami. Na razie przetłumaczono na polski dwie książki Kawakami: bardzo oniryczną i mistyczną Nadepnęłam na węża i pozornie realistyczną Manazuru, w której matka i córka podróżują do nadmorskiego miasteczka. Życie na takiej prowincji to częsty motyw w literaturze i filmie współczesnej Japonii: niby nic się tam nie dzieje, „życie jest gdzie indziej”, a jednocześnie w takiej codzienności nie da się nie być sobą. No i jest tam pięknie. Świetna rzecz na melancholijne hanami podszyte egzystencjalnym lękiem. Niestety, druk wyczerpany, trzeba więc na Kawakami polować w antykwariatach lub liczyć na zapomniane egzemplarze w księgarniach.
Kilka książek pod kolor Hanami i arytmiczny Jeż od Spod igły Maryśki
4. Yooko Ogawa
Chyba najbardziej milczące książki tego zestawienia. Autorka dla mnie trochę problematyczna, ceniona przez japonistów, ale trudna w odbiorze – właśnie przez prostotę i ciszę jej stylu. Jej proza może się przez to wydawać nieco banalna. Dajcie jej chwilę, zobaczycie, że być może chodzi w niej o wywołanie obrazów i zwrócenie uwagi na „podziemne prądy” życia, a zwłaszcza komunikacji międzyludzkiej. Mamy po polsku Muzeum ciszy (poruszające jeden ze sztandarowych problemów japońskiej kultury – kwestię samobójstwa) oraz Miłość na marginesie – mimo mylącego blurbu niebędącą romansem. Jak większość przywołanych pisarzy, Ogawa opowiada o codzienności i zwykłym zmaganiu się z nią, trochę tu jednak więcej optymizmu i aktywności głównych bohaterów.
5. Mari Okazaki
Jak Asano, wydawana w Polsce przez Hanami, ale idealna na wiosnę nie ze względu na nazwę wydawnictwa. Coś z nieco innej beczki niż pozostałe proponowane przeze mnie pozycje. Dostępne u nas Suppli to manga o pracującej dziewczynie, próbującej ułożyć sobie życie pomiędzy agencją reklamową i prawie nieistniejącym czasem wolnym. Jest wątek romantyczny, ale w przeciwieństwie do popularnych komiksów, ten skupia się na bohaterce i jej koleżankach, a nie relacji z (potencjalnym) partnerem. Rysunki Okazaki są romantyczne, delikatne, pełne kwiatów i ryb, ani trochę nie kiczowate, coś jak przefiltrowane przez współczesność klasyczne drzeworyty, a jednocześnie subtelna projekcja nastrojów postaci. To dzięki nim spędzicie nad tymi książkami znacznie więcej czasu niż wynikałoby z fabuły, będą też idealnie korespondować z kwitnącymi wiśniami.
6. Haruki Murakami
Kochany i nienawidzony (głównie przez japonistów, których i tak serdecznie pozdrawiam), najbardziej „zachodni” pisarz Japonii. Wielbiciel jazzu, Beatlesów i maratonów. Nie wypada go nie znać chociażby ze względu na powracające plotki o jego rychłym Noblu. Czytam go od dawna, od Sputnik Sweetheart, bardzo beatnikowego i wprost odwołującego się do Kerouaca i innych, aż do niedawno przetłumaczonych Mężczyzn bez kobiet. Do tych ostatnich podchodziłam z dużym dystansem, ale udało im się mnie porwać, Murakami wciąż wielkim pisarzem jest. Czego oczekiwać po tych książkach? Prostego, jasnego języka (dlatego warto czytać je niekoniecznie po polsku, ale angielsku czy niemiecku, jeśli zna się je na B1-B2 – to świetne tłumaczenia, ale ich prostota może męczyć powyżej tych poziomów). Dostaniecie pełnię melancholii i wrażliwych bohaterów, mocno nieogarniętych i niewiedzących, co mają zrobić ze swoim życiem; Postaci kobiece silniejsze niż męskie, choć równie rozbite; Ciche dramaty; Oraz surrealizm i oniryzm – zwłaszcza w Przygodzie z owcą czy 1Q84.
To oczywiście nie wyczerpuje tematu. W plener można zabrać ze sobą album drzeworytów, zwłaszcza Hokusai’ego, albo japońsko-amerykańskich autorów jak Ruth Ozeki czy Kazuo Ishiguro. Ja chciałabym zająć się podczas mojego Hanami Kotem, który spadł z nieba: recenzje brzmią całkiem mono no aware.
* nazwiska podaję w notacji zachodniej, z imieniem przed nazwiskiem, choć po japońsku powinno być odwrotnie