Ostatnio kolejne okrążenie po sieci robi przeprowadzone w 2013 roku badanie Davida Pierce’a pod patronatem amerykańskiej Biblioteki Kongresu (Library of Congress). Wynika z niego, że wśród niemych filmów pełnometrażowych z lat 1912-1929 zdecydowana większość nie przetrwała do obecnych czasów – tylko 14% zostało w całości na oryginalnych 35-milimetrowych taśmach, a dalsze 11% na taśmach innego rodzaju lub w wydaniach zagranicznych. Kolejne 5% zachowało się tylko we fragmentach lub w wersjach skróconych. Co ciekawe, największy zbiór filmów poza Stanami Zjednoczonymi został znaleziony… w czeskim Narodowym Archiwum Filmowym.
Wyniki badania oznaczają, że 70% dzieł, również tych tworzonych przez duże studia, z udziałem znanych wówczas aktorów można traktować jako „lost media” – filmy, które najprawdopodobniej zostały bezpowrotnie utracone. Nie obejrzymy więc już na przykład pierwszej adaptacji Wielkiego Gatsby’ego z 1926 roku w reżyserii Herberta Brenona. Z tej produkcji zachował się jedynie trailer.
W pierwszej chwili skala zjawiska dziwi – mowa tutaj przecież o relatywnie dużych jak na tamte czasy projektach. Wielki Gatsby został zrealizowany przez Paramount Pictures i choć film nie został przyjęty specjalnie ciepło przez krytyków (sam autor powieści, Scott Fitzgerald podobno nie tyle krytykował, co wręcz nienawidził wersji filmowej), to można jego premierę traktować jako spore wydarzenie – Warner Baxter, czyli odtwórca głównej roli, już kilka lat później zostanie najlepiej opłacanym aktorem Hollywood. Inna produkcja z lat 20., Abie’s Irish Rose z Charlesem Rogersem i Nancy Caroll w obsadzie, znajduje się na 17. miejscu na liście najbardziej zyskownych filmów niemych (1,5 miliona dolarów) – pomimo sporego sukcesu komercyjnego film zachował się jedynie w części.
Jakby jednak przyjrzeć się uważniej temu okresowi, sytuacja wydaje się trochę bardziej zrozumiała. Kiedy na przełomie lat 20. i 30. filmy dźwiękowe zaczęły wypierać filmy nieme, te drugie bardzo szybko przestały kogokolwiek obchodzić – były technicznie dużo bardziej prymitywne i przez to znacznie trudniejsze w odbiorze.
Dodać do tego należy ogromną palność ówcześnie używanych taśm. W 1965 roku ogromny pożar strawił jedno z archiwów studia Metro-Goldwyn-Mayer – w wyniku spięcia sieci elektrycznej spłonęły setki filmów, na przykład ostatnie znane kopie produkcji takich jak Boska Kobieta (1928) z Gretą Garbo czy Londyn po północy (1927).
Zaginione filmy a sprawa polska
Jak nietrudno się domyślić, jeszcze gorzej los obszedł się z polskimi filmami z okresu przedwojennego. Polska branża filmowa nie mogła oczywiście rywalizować z amerykańską w liczbie produkowanych tytułów, a nie da się też ukryć, że w wojennej zawierusze ochrona zapisanych na taśmach dóbr kultury nie mogła być oznaczona najwyższym priorytetem. Zaginęły między innymi filmy takie jak Grzeszna miłość (1929) z Jadwigą Smosarską (wówczas megagwiazdą) czy Chłopi (1922) – adaptacja powieści Reymonta współtworzona wraz z pisarzem. Nawet pierwszy polski film dźwiękowy, czyli Moralność pani Dulskiej (1930), choć uratowany przez utratą, dziś jest tego dźwięku pozbawiony – zniszczone lub zagubione zostały oryginalne płyty gramofonowe z nagranymi dialogami.
Problemy z archiwizacją danych przed rozkwitem ery cyfrowej to zresztą domena również okresu powojennego. W Archiwum Telewizji Polskiej według Macieja Wojtyńskiego (cały tekst ukazał się w Kwartalniku Historycznym wydawanym przez Wydział Historii Uniwersytetu Warszawskiego) nie znajdziemy sporej części nagrań sprzed lat – wynika to nie tylko z dość trudnego dostępu do archiwów TVP, ale również z faktu, że wielu programów zwyczajnie nikt nie zapisał, a wiele przeznaczonych do archiwizacji zostało później skasowanych lub nadpisanych. Autor zaznacza, że w początkowych okresach archiwizacja była trudna technicznie z uwagi na to, jak kiedyś „robiło się” telewizję i jaką specyfikę miały ówcześnie używane taśmy światłoczułe.
Przejście na taśmy magnetyczne teoretycznie ułatwiło archiwizację danych – pierwszy magnetowid TVP nabyła zresztą już w 1965 roku. Niespecjalnie poprawiło to jednak sytuację. Możliwość nadpisywania filmów na tej samej taśmie w połączeniu z trudnościami finansowymi kraju (a więc i ograniczonymi możliwościami zakupu dużych ilości taśm) sprawiły, że wiele materiałów zostało bezpowrotnie utraconych przez daleko idące oszczędności. Być może zapisy niektórych materiałów były też usuwane z przyczyn propagandowych czy politycznych. „Słowa palą, więc pali się słowa, nikt o treści popiołów nie pyta”, jak śpiewał Jacek Kaczmarski, choć nie ma na celowe niszczenie archiwów TVP żadnych dowodów.
Lost media w XXI wieku
Wraz z rozpowszechnieniem cyfrowego zapisu danych i ogromnym spadkiem kosztów składowania plików archiwizacja dzieł kultury wydaje się prostsza niż kiedykolwiek. Czy prawdą jest jednak to, że „w internecie nic nie ginie”?
Niespecjalnie. Według jednego z badań 52% filmów z YouTube’a, które były dostępne w latach 2009-2010, zostało usuniętych, a dalsze 4% zostało zmienionych na „prywatne”. Projekt YouTube Crawl bierze pod uwagę jedynie oryginalnie opublikowane filmy, więc można spokojnie założyć, że spora część z nich została później reuploadowana. I nawet jeśli mówimy w większości o filmikach ze śmiesznymi kotkami, skala wciąż daje do myślenia.
Trzeba to przyznać – jednym z ostatnich bastionów archiwizacji utworów sprzed lat jest dziś serwis Chomikuj i jemu podobne. Pomijam tutaj kwestię legalności i dysputy moralne o tym, czy niedostępne, trudno dostępne albo zwyczajnie porzucone (abandonware) media mogą być etycznie pobierane z takich źródeł.
Jeszcze więcej popkulturowej publicystyki i nowości – obserwuj nas w Google News!