Kiedy Disney wykupił Lucasfilm, szybko okazało się, że to, co znaliśmy przez lata jako Expanded Universe – prawie wszystko poza dwoma trylogiami oraz współtworzonym przez Lucasa serialem Wojny Klonów – zyskało status Legend. Co to w praktyce oznacza dowiedzieliśmy się już rok temu podczas premiery Przebudzenia Mocy – kto pamięta historie z EU, ten wie, że Han i Leia mieli trójkę dzieci, Jacena, Jainę i Anakina. Wszystko to zostało jednak odrzucone, zaś Ben Solo jest efektem powstania nowego kanonu. Opowieści z odległej galaktyki spoza głównego nurtu trylogii będą trafiać do kin pod znakiem Star Wars Stories – Gwiezdne Wojny Historie. Sam motyw zdobycia planów Gwiazdy Śmierci był już wspominany w Expanded Universe – w grze Dark Forces z 1995 roku były szturmowiec i najemnik Kyle Katarn wykrada specyfikację techniczną stacji bojowej, a z czasem staje się nawet rycerzem Jedi.
Łotr 1 to pierwsza z Historii.
Rozgrywa się ona w ostatnich dniach przed znanym z Nowej nadziei zniszczeniem Alderaan, które ostatecznie ujawniło istnienie Gwiazdy Śmierci. Opowiada o kradzieży planów technicznych stacji przez rebeliantów. Teoretycznie ten film nie miał prawa niczym zaskoczyć, w końcu każdy, kto zna w minimalnym stopniu Gwiezdne Wojny wie, że Luke Skywalker trafił pociskiem jonowym w nieosłonięty szyb w stacji bojowej, co było możliwe właśnie dzięki wyżej wspomnianym planom. Wykorzystano tu oczywiście znane motywy, takie jak choćby osierocone, porzucone na peryferyjnej planecie dziecko, które musi wyruszyć z misją mającą zmienić jego życie. Felicity Jones zagrała przekonująco młodą Jyn Erso – dziewczynę, która nie pragnie wielkości ani bohaterstwa, ulega wszak klasycznej motywacji, jaką jest odnalezienie ojca. Zaskoczenie przychodzi wraz z rozwojem akcji, bo choć finał jest znany, to droga prowadząca do niego jest inna, niż można było się spodziewać po stylu dotychczasowych produkcji ze świata Gwiezdnych Wojen.
Nowością jest inna specyfika walk, nie tylko wręcz – nie ma tu mieczy świetlnych, ale niewidomy Chirrut Îmwe (kreowany przez znanego m.in. z Ip Mana Donniego Yena) radzi sobie na polu walki doskonale z pomocą Mocy. Reżyser zapowiedział, że nakręci Łotra jak film wojenny i nowa wizja batalistyki robi wrażenie, szczególnie w scenach walk na plaży. To już nie tylko machanie świetlną „szabelką” i odgrywanie wspaniałych rycerzy na lśniących rumakach – tu sceny batalistyczne nasuwają raczej skojarzenia z atakiem na Normandię i ujęciami rodem z Szeregowca Ryana.
Mamy w Łotrze 1 starych bohaterów – zarówno tych najważniejszych, jak Darth Vader i epizodycznych, jak dwie szumowiny z kantyny w Mos Eisley (Ponda Baba i Cornelius Evazan przemykający na Jedha). Dla wprawnego oka (i ucha) fana starej trylogii znajomych akcentów jest dużo, co ułatwia odnalezienie się w realiach filmu. Szczególnym przykładem jest przeprogramowany droid imperialny K-2SO (świetny comic relief w wykonaniu Alana Tudyka), który wygłasza znane widzom kwestie o procentowych szansach powodzenia manewru. Jest nawet zbliżona do tradycyjnej riposta ze strony pilota: „nigdy mi nie mów, jakie mam szanse!”
W epizodycznej roli rebelianta Weeteefa Cyubee wystąpił Warwick Davies, którego trwająca do dziś kariera w kinie, głównie fantastycznym, zaczęła się w 1983 roku rolą ewoka Wicketa. Mignie również Anthony Daniels jako złoty droid protokolarny. W roli Mon Mothmy po 11 latach od Zemsty Sithów powraca znana z tej roli Genevieve O’Reilly. Darth Vader nadal mówi głosem Jamesa Earla Jonesa, choć to już nie David Prowse jest ciałem Lorda – do tej części roli zaangażowano Spencera Wildinga. Jedno jest pewne – wykreowany komputerowo wielki moff Tarkin nałożony na ciało Guya Henry’ego nie zastąpi prawdziwego Petera Cushinga. Wykorzystanie wizerunku nieżyjącego od ponad 20 lat brytyjskiego aktora wywołało liczne kontrowersje, także natury etycznej. Mniej dyskusyjna jest postać księżniczki Lei, której twarzą w Łotrze 1 jest nadal obecna wśród żywych Carrie Fisher, choć wizerunek bohaterki także został wygenerowany komputerowo i nałożony na ciało norweskiej aktorki Ingvild Deila.
Nadzieja odmieniana przez wszystkie przypadki mogłaby wywołać u widza mdłości. Twórcy zadbali więc o odtrutkę na nadmiar słodyczy, czyniąc film jednocześnie zamkniętym rozdziałem. Łotr 1 to osobna, kompletna historia, dzięki której widzimy bardziej prozaiczne aspekty Rebelii – wszechobecną śmierć i dręczące wyrzuty sumienia z powodu dokonywanych w imię Sprawy wyborów. To dorosły film, w którym dużo kwestii może być dla młodszych widzów zaskoczeniem, a pozytywni bohaterowie nie są niewinni i kryształowi. Ba, nawet przemytnik Han Solo to przy niektórych rebeliantach postać bez zarzutu!
Pozostaje mieć rzeczoną nadzieję, że twórcy kolejnych spin-offów nie będą już eksploatować do bólu zdartych schematów znanych z samej trylogii, a skłonią się jednak ku niektórym historiom z dawnego Expanded Universe. Znacznym problemem w odbiorze filmów są oczywiście przyzwyczajenia fandomu – wszystko, co za bardzo lub za mało przypomina starą trylogię nie podoba się już fanom. Pozytywny odbiór najnowszej produkcji Disneya wskazuje, że twórcy Łotra 1 obrali dobry kierunek i podążają ścieżką Mocy.
Minusy:
- brak tradycyjnych napisów w czołówce – możliwe, że wszystkie filmy poza głównym nurtem będą się tym szczegółem różniły
- nadużycie efektów komputerowych w ożywieniu starszych bohaterów
- tytuł przetłumaczony odmiennie od dawnych polskich wersji językowych, gdzie Rogue to były Szelmy, nie Łotry
Plusy:
- sceny batalistyczne
- realistycznie zbudowane postaci, bohaterowie z krwi i kości
- sceny z Darthem Vaderem, w szczególności finałowa walka z rebeliantami