Maciej „Marianczello” Domin to popularyzator szachów, twórca najoryginalniejszego kanału o tej tematyce na YouTube. Maciej, zamiast skupiać się wyłącznie na czasem nużącej analizie partii, ubarwia swoje filmy kwiecistymi metaforami. Tylko tam możecie usłyszeć, że „z trzema skoczkami to ty chłopie nie potańczysz” czy „otwieram pozycję jak zimną oranżadę w upalny dzień”. Oprócz gry w szachy Marianczello trenuje sporty walki, rapuje, a do tego uczy angielskiego.
Porozmawialiśmy o ogromnym wzroście popularności szachów, stereotypach dotyczących szachistów, a także różnych podejściach do przedstawiania królewskiej gry.
Adam Kubaszewski: Specjalnie chciałem trochę odczekać z tą rozmową, aż minie szum wokół Gambitu królowej. Jak z perspektywy tych kilku miesięcy od premiery oceniasz skok popularności szachów?
Maciej Domin: Na swoim kanale zdążyłem zaobserwować ogromny skok pod względem liczby wyświetleń i subskrypcji. Myślę, że serial to nie wszystko i tutaj miało miejsce połączenie kilku faktów – wiadomo, Gambit zrobił główną robotę, ale mieliśmy też imprezy z udziałem polskich reprezentantów, głównie Jana-Krzysztofa Dudy. Były sukcesy, na przykład przerwanie pasma zwycięstw Magnusa Carlsena. To wszystko się zazębiło w tym samym czasie. Gambit królowej, czyli gambit hetmański, mówiąc bardziej fachowo, zrobił świetną reklamę dla szachów. To potwierdzają też producenci i hurtownicy artykułów okołoszachowych – zapotrzebowanie wzrosło o 150 czy nawet 200 procent.
Myślisz, że ten trend zostanie na dłużej czy to tylko chwilowa moda?
Jest teraz ten tak zwany hype, to siłą rzeczy opadnie. Pytanie brzmi, ile osób, które teraz zainteresowało się szachami, pozostanie – czy połowa, czy jedna czwarta, ale dalej szachy będą notować przyrosty. Część osób na pewno przekonała się do szachów i z nimi zostanie na dłużej.
Lubiłeś szachy zanim to było modne!
(śmiech) Mało tego, jak zaczynałem swój kanał 5 lat temu, to można powiedzieć, że na tym „rynku” youtubowym to naprawdę dopiero raczkowało. Przynajmniej jeśli chodzi o polskich twórców – teraz jest tego od groma, a cały czas powstają nowe kanały.
Wśród polskich popularyzatorów na pewno wyróżniasz się narracją. Używasz metafor w stylu „goniec wjeżdża w piony jak dzik w żołędzie” czy „przyjął zatrutego piona niczym skorumpowany urzędnik łapówkę”. Albo jako miniaturkę ustawiasz coś tak hermetycznego, jak stopklatkę z filmu dokumentalnego o więziennych samosądach.
Staram się przedstawiać szachy obrazowo, nie tylko w opisywaniu, ale też za pomocą tych miniaturek – pewnie niektóre są nietrafione, ale staram się wywołać u widza uczucie „wow, to można połączyć z szachami”, znaleźć jakieś wspólne mianowniki ze zdjęciami z filmów, dokumentów czy nawet bajek – to może się zazębić z „fabułą” partii. Teksty są improwizowane, nie montuję filmów – lecę na raz, włączam nagrywanie i do końca partii jestem „na żywo”, nic później nie podkładam, nie przestawiam.
Szachy zawsze wbrew pozorom skupiały różne typy ludzi. Ale poza narracją też trochę obalasz stereotyp szachisty jako aspołecznego matematyka w koszuli – trenowałeś kickboxing, masz tatuaż na ramieniu i wysportowaną sylwetkę, a do tego rapujesz.
Stereotyp szachisty: wiadomo, gość w okularach i swetrze w romby, który z wysiłkiem fizycznym nie ma nic wspólnego i tylko siedzi na strychu i wkuwa warianty. Ale nie musi tak być, spójrzmy nawet na obecnego mistrza świata, Magnusa Carlsena, który zupełnie nie przypomina takiego typowego „nerda”. Gra w piłkę, ma piękną kobietę, nie spełnia to tych stereotypowych oczekiwań, że to musi być aspołeczny dziwak. Stereotypom trzeba stawiać czoła.
Pamiętasz jakieś niestandardowe wydarzenia z turniejów czy ogólnie ze środowiska szachowego? Ja na przykład poznałem kiedyś szachistę, który na turnieju złamał rękę.
Nie startowałem dużo – co prawda występowałem i w turniejach szachów klasycznych, i szachów szybkich, natomiast nie było tego tak wiele, żeby sypać anegdotami. Kiedyś na turnieju w Olsztynie przyjechała policja z alkomatem, bo jeden z zawodników był mocno wczorajszy. Okazało się, że wydmuchał całkiem sporo i musiał zakończyć udział w turnieju, a do tego momentu dobrze mu szło. Protestował i krzyczał.
Masz II kategorię szachową, ale sam siebie postrzegasz chyba bardziej jako popularyzatora niż faktycznego zawodnika.
Oczywiście, często podkreślam, że brakuje mi bardzo wiele do poziomów arcymistrzowskich czy mistrzowskich. Jestem pasjonatem szachów, popularyzatorem tej gry i na tyle, ile ją rozumiem, to staram się przekazać jej zagadnienia i jej piękno. Są bardziej zaawansowani i bardziej merytoryczni twórcy na polskiej scenie, ale staram się przedstawiać to wszystko w sposób przystępny dla przeciętnego zjadacza chleba. Żeby ktoś, kto ma z szachami mniej czy więcej do czynienia mógł coś z tego wynieść, żeby to nie było nudne. Partia 15- czy 20-minutowa powinna być odpowiednio ubrana w metafory, historię. To wprowadza w ten świat, w ten klimat.
Jest w tym trochę belferskiego podejścia. Kanał założyłeś zresztą, by mieć platformę do prezentacji różnych zagadnień na kółko szachowe, które założyłeś jako nauczyciel angielskiego w szkole.
To był mój pierwszy rok w szkole i szukałem pomysłu na popołudniowe zajęcia dla dzieciaków. Początkowo wystartowałem oczywiście z językiem angielskim, ale szukałem czegoś innego. Miałem jakieś szachowe podstawy, uzbierała się całkiem liczna grupa. Szybko zobaczyłem, że ta godzina czy dwie w tygodniu to trochę mało. Najpierw to zresztą miały być niepubliczne filmy, przeznaczone tylko dla moich uczniów, ale jakoś zaczęło się rozrastać – pierwsi subskrybenci, wyświetlania i poszło lawinowo.
Publikujesz nowe filmy z dużą częstotliwością, właściwie codziennie. Kanał zresztą można nazwać mocno różnorodnym, jak na tak „ograniczoną” tematykę. To są archiwalne partie z twoim komentarzem i analizą, ale też wiadomości z szachowego świata, streamy na żywo, turnieje dla społeczności.
Od momentu zainwestowania w sprzęt do nagrywania, mikrofon i tak dalej, zacząłem tworzyć znacznie częściej. Nawet jak jest przerwa przez dzień czy dwa, to już widzowie upominają się w komentarzach, „Marianczello, wstawiłem wodę na kawę, a nie ma co oglądać”. To miłe.
Prowadzenie kanału jest wymagające, kosztuje mnie dużo czasu i energii. Wciąż na YouTube działam hobbystycznie, nie jest to moje główne źródło utrzymania, chociaż powiem szczerze, że ostatni okres wskazuje na coś odwrotnego. Czasem trzeba sobie różnych rzeczy odmówić. Żona idzie na spacer, ja zostaję i nagrywam, biorę się za partię, którą miałem przeanalizować. To, ile zajmuje jeden film zależy od tego, jak złożona była partia, jak długa, na ile ją zrozumiałem sam, a na ile musiałem się wspomóc silnikiem szachowym. Czasami zresztą wybieram partię bardzo długo, a potem trzeba ją jeszcze „przemielić”, czyli przeanalizować, a później opowiedzieć.
Chciałbyś zostać szachowym youtuberem na pełen etat? Myślisz, że to realne?
Niejednokrotnie gdzieś z tyłu głowy takie myśli się pojawiają. Patrząc na dynamikę rozwoju – to wydaje się realne. Zobaczymy, czas pokaże.
Hardkorowi szachiści nie krytykują Cię za zbyt luźną konwencję?
Są różne obozy. Mam kontakt z wieloma utytułowanymi szachistami, są to mistrzowie krajowi, mistrzowie międzynarodowi, arcymistrzowie, którzy wielokrotnie mówią, że robię dobrą robotę, promuję szachy, nawet swoich uczniów czasem odsyłają do moich materiałów. Z niektórymi miałem możliwość zagrać podczas transmisji. Ale spotkałem się z głosami krytyki za takie luźne, niekonwencjonalne podejście do szachów, za brak merytoryki – swoim poziomem nie reprezentuję i wątpię, żebym kiedykolwiek reprezentował poziom arcymistrzów. Jest dużo aprobaty, ale i sporo krytyki.
Planujesz jakieś nowe formaty poza tymi wypracowanymi, czyli charakterystyczną analizą partii, newsów, sesjami z pytaniami od widzów itd.?
Długo po głowie chodziło mi coś w rodzaju prezentacji sylwetek mistrzów świata – ich biografie, historie. To udało mi się zrobić przy okazji, kiedy omawiałem jedną z partii Paula Morphy’ego. Myślę, żeby opisać innych mistrzów świata – Michaiła Tala, Roberta Jamesa Fischera, Garriego Kasparowa i innych znakomitych graczy. Być może wzbogacę kanał o życiorysy zawodników, ale to na razie luźne plany.