O Schizopolis Grzegorza Butkiewicza

Nie będę tego ukrywać: kiedy wydawnictwo Novae Res zaproponowało nam książki, po Schizopolis sięgnęłam ze względu na tytuł. Przyciąga uwagę, dużo obiecuje i jest na tyle tajemniczy, że można spodziewać się wszystkiego, od jaskrawego surrealizmu po lakoniczne, gorzkie obserwacje z wielkiego miasta.

Grzegorz Butkiewicz w swoim debiucie literackim skłania się raczej w tę drugą stronę. Opis książki obiecuje „tom błyskotliwych, współczesnych, miejskich opowiadań, których motywami przewodnimi są doświadczana przez bohaterów pustka egzystencji, ich melancholijne tęsknoty i obsesje oraz dysonans między marzeniami a codziennością”. I choć może opowiadania przybierają czasem groteskową, niekoniecznie realistyczną formę, to właśnie tematyka scala dziesięć opowiadań w całość.

I rzeczywiście, wszystkie można określić jako współczesne i miejskie. Z błyskotliwością niekiedy mam problem. O ile zdarza się, że pomysł na opowiadanie jest intrygujący, z jego realizacją jest już gorzej. To prosta, bardzo opisowa proza, przy czym zamiast Hemingwayowskiej oszczędności trafiłam na wymuszone dialogi i niekoniecznie wciągające fabularnie opisy. Spójrzmy chociażby na fragment Przesłuchania:

 – Agnieszka! – syknął Paweł już nieco rozdrażniony.

– Mam na imię Agata – wściekła się dziewczyna.

– Aga… muszę do kibelka… – wybełkotał.

– Gnojek! – krzyknęła Agata. (s. 107)

A szkoda, bo temat jest ciekawy: samotność, wielkie miasto. Schizopolis to ambitny projekt – głównie dlatego, że porywa się na temat, który pojawiał się już wielokrotnie. Trudno uciec od banałów; w Schizopolis, niestety, to widać.

Na tle dziesięciu opowiadań najciekawiej wypadają trzy: otwierające tom Schizopolis, Dipsy i Gorączka. To pierwsze – jak sugeruje tytuł – wpada w fascynujący ton: lekko oniryczną groteskę, sen w krzywym zwierciadle, który wkrótce przybiera bardziej koszmarny kształt. Groteskę, czy też czarny humor, wykorzystuje także Dipsy, opowiadanie najwyraźniej inspirowane creepypastą sprzed paru lat: oto bohaterce umiera pies i chciałaby go pochować za miastem. No i Gorączka, w której miasto występuje jako to miejsce, z którego trzeba się wyrwać i dokądś uciec.

Mimo wszystko opowiadania zlewają się w jedno. Może być taka konwencja – bohaterowie przecież żyją w miejskiej, ciągnącej się nudzie i szarej rutynie; może być to też kwestia warsztatu pisarskiego. Brakuje wyrazistości, zarówno fabularnej, jak stylistycznej; nie to obiecuje tytuł.

Głównym atutem opowiadań są ich zakończenia – urywają się dość nagle, w przypadkowych momentach. Jeśli jest się przyzwyczajonym do bardziej tradycyjnych finałów, niekoniecznie może się to podobać. Myślę jednak, że takie rozwiązanie pasuje do tematu miasta, które biegnie swoim rytmem – miasta, które nie kończy się tam, gdzie zamyka się czyjaś historia.

Wróćmy jeszcze do opisu z okładki: obiecuje on „wyrafinowane odpowiedzi na odwieczne pytania”. Może to właśnie tutaj leży problem – chyba nie czytałam Schizopolis, oczekując odpowiedzi; nie jestem też pewna, czy jakiekolwiek uzyskałam, ani czy były wyrafinowane. Nie do końca przekonuje mnie wzniosły styl z okładki, który zderza się z proponowaną przez autora formą opowiadań. Czyta się jednak szybko, czasem nawet można się uśmiechnąć, ale czy Schizopolis skrywa w sobie odpowiedzi na najważniejsze pytania? Nie wiem – chyba nie na moje.

Plusy:

  • ciekawe podejście do zakończeń
  • kilka wyróżniających się opowiadań
  • ambitna tematyka

Minusy:

  • sztywny, nieangażujący czytelnika styl
  • drętwe dialogi
Katarzyna Piękoś
Katarzyna Piękoś
Kiedy miała osiem lat, chciała zostać książką. Nie udało się i została anglistką z zamiłowaniem do dobrej literatury. Lubi chodzić po górach i słuchać metalu, ale nigdy jednocześnie. Miała życie, dopóki nie zaczęła uczyć się fińskiego.

Patronujemy

Copernicon 2022 - plakat festiwalu

REKLAMA

Zobacz też:
 


Reklama