Posłuchaj artykułu w wersji audio
12 stycznia cały Internet obiegła elektryzująca wieść… No może nie cały Internet, bo i nie było o tym specjalnie głośno. Ale to nieistotne. Oto bowiem na „oficjalowym” profilu serialu Włatcy móch pojawił się całkowicie nowy teledysk z Czesiem i Misiem Przekliniakiem pt. Dojrzywanie. Patrząc też na to, że z YouTube’a masowo zaczęły znikać stare odcinki serialu, wniosek był jeden: Włatcy móch wracają! Pytanie tylko, czy na pewno jest to potrzebne?
No a kto komu zabroni? Tak więc… Dzień dobry! Nazywam się Patryk i opowiem wam o jednym takim serialichu.
„Przestań z tym „dzień dobry”, dziecko! Czy ty jesteś upośledzony?!”
Dla jednych hicior, który dziś jest ich ukochanym serialem dzieciństwa (jaaasne…), dla innych straszliwy paździerz. Co by nie mówić, Włatcy móch mocno dzielili widzów. Ja sam plasuję się gdzieś pośrodku. Odcinków też widziałem stosunkowo mało, głównie te z pierwszych serii. Z braku TV4 jedynym źródłem pozostawał mi wtedy Internet. W serialu przeszkadzało mi bardzo wiele rzeczy, głównie scenariuszowych, ale nie ukrywam, że kilka tekstów i postaci zapadło mi w pamięć. Tak więc potraktujmy ten artykuł jako luźne wspomnienie kultowego (czyt. „popularnego akurat w swoim czasie”) serialu.
Pojawił się w roku 2006 na antenie kanału TV4, zapisując się w historii jako pierwszy polski animowany serial tylko dla dorosłych (jaaasne…), z miejsca będąc też okrzykniętym „polskim South Parkiem”, co jest w sumie strasznie powierzchownym stwierdzeniem, bo prawdziwych podobieństw jest tu tak naprawdę niewiele. Ot grupka dzieci, wulgarny humor i pewna satyra na rzeczywistość, ale jakościowo było to niebo a ziemia. Szczególnie porównania Czesia do Kenny’ego jako „tego śmiesznego”. Tym bardziej że bliżej mu było do Ralpha z Simpsonów.
„Ta koza wabi się Leon”
Całość opowiadała o przygodach czwórki przyjaciół z klasy II b Szkoły Podstawowej im. Batalionu Zośka – Anusiaku, Maślanie, Konieczce i Czesiu. Każdy o innym charakterze, lecz łączyły ich dwa wspólne cele – nienawidzenie dorosłych i przejęcie władzy nad światem. No może poza Czesiem, który chciał zostać piosenkarzem śpiewającym Gorzkie Żale, ponieważ są takie wesołe. Przy okazji jest też mieszkającym na cmentarzu zombie, którego za życia dotknęły wszystkie możliwe wady rozwojowe, co skończyło się dla niego zgonem (choć nie zdaje sobie z tego sprawy). Jako jedyny ma też obsesję na punkcie much.
Choć teoretycznie chodziło o władzę, to najczęściej twórcy o tym zapominali, wplątując chłopców w przeróżne przygody związane najczęściej z dziwnym, dziecięcym rozumieniem świata lub szkolnymi perypetiami. Chłopaki mierzyli się m.in. ze szkolnymi wycieczkami, karnawałem, Mikołajkami, dziewczynami (zwanymi także „pedałkami”), Jasełkami, obozami harcerskimi, mał(am)yszomanią, przygotowaniem do Pierwszej Komunii czy socjalistyczną propagandą. Wrogiem zawsze była Pani Frał, wychowawczyni będąca uosobieniem najgorszych cech nauczycielskich, trzymająca wszystkich twardą ręką, ale chłopcy mogli też liczyć na pomoc szkolnej Higienistki lub kilku innych pokręconych postaci.

Dla TV4 Włatcy móch to hit, z którego kanał w końcu mógł zasłynąć, nie mówiąc już o jego ogromnej popularności internetowej. Oczywiście twórcy złapali wiatr w żagle i tym samym zostaliśmy zalani wszelakiej maści gadżetami, jak dzwonki na komórkę, napoje, odświeżacze powietrza, badziewne gry, komiksy składające się ze zrzutów z serialu, maskotki i przybory szkole (one na szczęście nie były 18+). Do tego wydania DVD z „zakazanym odcinkiem” mającym przyciągnąć klientelę. Ot, zalew barachła pełną gębą. Choć nie ukrywam, że pluszowego Przekliniaka bym przytulił.
„A jadła pani kiedyś kota?”
Kwestią czasu była zapowiedź filmu kinowego pt. Ćmoki, czopki i mondzioły w 2009 roku. A jako że w lutym minęła dekada od jego powstania, była to dobra okazja do nadrobienia tej zaległości. I… bawiłem się dobrze. Pomimo upływu lat czułem jakąś dziwną więź z postaciami, jednak produkcja cierpiała na syndrom bycia dłuższym odcinkiem serialu. Wiele wątków się ze sobą luźno łączyło i było tylko pretekstem do kolejnych wygłupów w historii, w której bohaterowie podczas wizyty u wróżki poznają swoją przyszłość. A że nie wygląda to dobrze, postanawiają za wszelką cenę nigdy nie dorastać. Przeznaczenia jednak nie da się oszukać… czy jakoś tak.
W porównaniu do innych kinowych wersji seriali animowanych, które chronologicznie wyraźnie są umieszczane między wątki serialowe, twórcy wykazali się pewnym lenistwem, tworząc nietypowy finał, który definitywnie kończy wszystko. Z tą różnicą… że serial był nadawany jeszcze przez dwa kolejne lata. Niestety okres tworzenia samej „kinówki” wyniósł ok. 1,5 roku, podczas gdy zwykle przeznacza się na to średnio trzy lata. Animacja, choć została wymodelowana na nowo i dostosowana do kinowego ekranu, a ruchy i mimika postaci ciut rozbudowane, w dużej mierze pozostała ta sama. Z wodotryskiem w postaci… palców u rąk bohaterów, których w serialu nie było.
Włatcy móch (2006-2011)
Ewidentnie tym, co stanowiło największą siłę serialu, była swojskość bijąca z szarych barw polskiego podwórka, szkolnego otoczenia pamiętającego jeszcze czasy PRL-u czy sytuacji znanych każdemu widzowi. Humor najczęściej bywał głupawy, silący się zazwyczaj na kontrowersyjność za pomocą wulgaryzmów czy przemocy (o wczesnych godzinach zobaczyć można było w telewizji wersję ocenzurowaną), co tylko nakręcało dorosłych (jaaasne…) odbiorców.
Elementem, który mi najbardziej nie pasował były dziwne zasady panujące w tym świecie, które w zamyśle twórcy pewnie miały wzbudzić w widzu konsternację, ale po namyśle nie miały większego sensu. Np. jeden odcinek kończył się strzelaniną „jak u Tarantino”, jak to skwitowała Higienistka, której wynikiem była śmierć wszystkich bohaterów. Potem okazało się, że był to tylko film oglądany przez lokalnego ochroniarza, a obok szli chłopcy, którzy podążali dokładnie tym samym tropem, co w filmie. Czemu akurat film o nich miałby być pokazywany w telewizji, można się tylko zastanawiać.

Bartosz Kędzierski – twórca Włatców Móch
Za wszystko odpowiedzialny był Bartosz Kędzierski, będący też głosem Czesia, który w czasie emitowania serialu był na ustach wszystkich. Dzięki serialowi dostał szansę stworzenia kinowej produkcji, zaś format został wykupiony do kilku europejskich krajów, a nawet i Meksyku. Dziś o Kędzierskim słychać niewiele. A za co jeszcze był odpowiedzialny?
Jeszcze w trakcie emisji Włatców zrealizował on dla TV4 kolejny serial pt. 1000 złych uczynków. Historia diabłów ukaranych sprowadzeniem na Ziemię i zmuszonych do udawania zwyczajnej rodziny, dopóki nie nakłonią 1000 osób do popełnienia tytułowych złych uczynków wydawała się nieco dojrzalsza od poprzedniego serialu. Projekt nie powtórzył jednak sukcesu poprzednika, kończąc się na jednym sezonie. Być może za mało było w nim współczynnika „swojskości”, ponieważ w formie mocno kojarzył mi się z bardziej zachodnimi produkcjami. Być może i tu były plany sprzedaży za granicę. Albo po prostu poważniejszy humor nie odpowiadał widowni.

Nie zmienia to faktu, że to właśnie dzięki Włatcom postać filmowca stała się rozpoznawalna w środowisku na tyle, że mógł chwytać się innych zleceń. Po nieudanych próbach Kędzierski założył w 2010 roku niezależne studio Kineskop, gdzie prócz własnych projektów realizuje animacje na zamówienie, postprodukcje filmów i seriali, a także dubbingi do filmów animowanych.
W 2011 roku słychać było o animowanym historyczno-edukacyjnym serialu Kreskostoria Polski, jednak skończyło się wyłącznie na pokazach pilota w kinach 5D, opowiadającym o chrzcie Polski pt. Gdzie jest krzyż? (żarty z katastrofy w Smoleńsku były wtedy na czasie). Prócz tego zrealizował także opierające się na krótkich skeczach nieco żenujące Tato! Tato! Tato! i Parapet Plush (będącego nową wersją serialu z 2004 r.).
Poza samymi serialami wyprodukował on stworzoną poklatkowo krótkometrażową animację Druciane oprawki, za którą udało mu się zdobyć kilka nagród. Opowiadała ona o parze staruszków mierzących się z samotnością i tęsknotą, w której jednak nie brakowało niezrozumiałych elementów scenariuszowych. Animacja za to była estetyczna, atmosfera ciepła i melancholijna, a całość opowiedziana bez słów. Zepsuł to nieco bazujący na niej tegoroczny mini-serial, gdzie całość ubrano w komediową konwencję, ponownie opierającą się na krótkich skeczach, tym razem z dialogami.
„Baj baj, maszkaro!”
Kędzierski wyraźnie chciał się wpisać w krajową lukę w postaci animacji dla dorosłych, ale jak widać, sukces był dość krótkotrwały. Zupełnie na boku, dla kanału 4FunTV (czemu wszystko jest wciąż powiązane z cyfrą 4?) Bartosz Walaszek zaczął tworzyć serię Kartony, początkowo wyglądające jak żywcem wzięte z Painta, które wypluwał z szybkością karabinu maszynowego. W końcu skupił się w pełni na popularnym Kapitanie Bombie, a potem na jeszcze popularniejszych projektach w postaci Blok Ekipy i Egzorcysty dla ś.p. Showmaxa.
Całość, z biedną animacją i głosami tworzonymi wyłącznie przez Walaszka, ogranicza się wyłącznie do prostackiego i wulgarnego humoru, nie udając jednocześnie, że chodzi o coś głębszego. I kocham je całym sercem (myślcie sobie o mnie co chcecie). Obecnie wśród twórców animowanych seriali dla dorosłych kojarzone jest tylko jego nazwisko.
Sukces seriali Walaszka był na tyle duży, że nie powstało tak naprawdę nic więcej. Szkoda tym bardziej, że wciąż byłoby miejsce dla animacji dla dorosłych, które niekoniecznie musiałyby opierać się na durnym humorze, którego odbiorcami jest głównie nastoletnia młodzież śmiejąca się z przekleństw czy kupy. Powrót Włatców móch po latach wydaje się tu być bardziej krokiem ku odzyskaniu dawnej popularności. Czy współcześnie będą znów w stanie się wybić i czy będą czymś więcej niż nostalgicznym powrotem?
„Bajka”, w której dzieci przeklinają obecnie nie robi na dobrą sprawę większego wrażenia (jeśli w ogóle robiła w 2006 roku), zaś powstały teledysk sugeruje nam, że tematyką stanie się okres dojrzewania, w którym to w życiu chłopaków zapewne pojawią się przeróżne „ciała sprawy”. A wśród nich znajduje się będący wiecznym dzieckiem Czesio, który zawsze podchodził do „pedałek” na opak i wolałby, by wszystko pozostało jak dawniej. Jak to się ma do zakończenia filmu pełnometrażowego? W sumie nijak, ale Kędzierski nigdy nie przykładał wagi do logicznego ciągu przyczynowo-skutkowego. A może wszystko okaże się wymysłem czyjejś wyobraźni.
Czy ktoś czeka na reaktywację Włatców Móch?
W dobie seriali takich jak Big Mouth zgadywać można, że Włatcy móch podejmą właśnie ten kierunek. Czy w takim razie twórcy za cel postawią sobie wyedukowanie kwiatu polskiej młodzieży do przygotowania do życia w rodzinie lepiej niż próbuje zrobić to nasz rodzimy system edukacji? Czy Czesio okaże się aseksualny? Czy też będzie to tylko chwyt reklamowy, a całość pójdzie drogą starych odcinków, skupiając się na podwórkowych wygłupach? I czy dzięki temu serial zdobędzie nowych odbiorców, czy powrócą raczej starsi fani zwiedzeni poczuciem nostalgii? W każdym razie z ciekawości zobaczę. Wszystko jest lepsze niż żeby dzieciaki uczyły się o seksie od SexMasterki. „No bo ona nie ma wacka, no to jak to tak”…
Ilustracje w tekście pochodzą z serwisu ipla.tv, gdzie można legalnie obejrzeć odcinki Włatców Móch.
Włatcy móch (2006-2011)
Twórca: Bartosz Kędzierski
Liczba odcinków: 127
Obsada: Adam Cywka, Bartosz Kędzierski, Krzysztof Grębski, Beata Rakowska, Krzysztof Kulesza