Dziecko Apokalipsy zaczyna się (i kończy) na plaży. Leżą na niej czyjeś białe, plastikowe klapki wywracane przez fale. Morze nie tyka za to figurek kolorowych żołnierzyków ustawionych na wystającym z wody kamieniu. Zabawki ilustrują historię o Hiszpanach broniących się w oblężonej twierdzy i ocalonych od śmierci głodowej jedynie przez swoje filipińskie dziewczyny. Te same figurki znajdziemy potem na parapecie w sypialni Forda, głównego bohatera filmu. Mimo że za oknem i w pościeli sporo się dzieje, trzymają się twardo, nie spadają – tak jak mieszkańcy Balera: póki stoją pewnie na swojej desce surfingowej, jest z nimi dobrze. Bez względu na małe katastrofy i świństwa, które sobie fundują. Klapki jakoś nie wróciły, więc może trochę naciągam symbolizm tej sceny.
Chona, mama Forda twierdzi, że jest synem sławnego reżysera. Po Czasie Apokalipsy w Baler urodziło się sporo dzieci, ona miała wtedy czternaście lat… Ponad trzydzieści (prawie czterdzieści?) lat później cień filmu wciąż wisi nad mieszkańcami miasteczka, ale nie aż tak bardzo, jak moglibyśmy sobie wyobrażać w postkolonialnym dyskursie. Pokolenie „coppolów” jest chodzącą przypominajką, która zdążyła jednak zainteresować się raczej surfingiem. Co prawda pierwsze deski też zostały im w spadku po ekipie filmowej, ale zrobiono z nich dobry użytek i nowe legendy Baler opowiadają o mistrzach polowań na fale, syrenach marnujących dobrą passę niegdysiejszych championów, walce z morzem lub słuchaniu go. Ford żyje z wygranych w zawodach i lekcji surfowania.
Dziecko Apokalipsy opowiada o surfingu, szukaniu ojca i życiu z niedojrzałą matką. Czy Chona traktowała wychowanie Forda nonszalancko, bo była nastolatką, czy po prostu taką ma osobowość? Tego nie wiadomo, wiemy za to, że piękna Serena, narzeczona przyjaciela głównego bohatera, także urodziła synka w młodym wieku. Licytuje się z Fordem, kto był gorszą matką… i wygrywa. W Dziecku będzie sporo poważnych dialogów, które rozmówcy strząsają z siebie jak kaczka wodę, żeby znowu być nierozważnymi wiecznymi nastolatkami na imprezie życia. Brzmi fatalnie, na pierwszy rzut oka mamy tu historię o bandzie nierozsądnych osób, robiących sobie nawzajem mnóstwo krzywd… Ale może tak nie jest. Może wolno wybierać, czy pozostanie się do końca świata ofiarą swoich i cudzych marnych wyborów, czy pójdzie poopalać na plaży. W końcu kiedyś może nadejść tsunami, to dopiero będzie prawdziwy problem.
Kluczowym wątkiem Dziecka jest relacja Forda i jego przyjaciela Richa. Nierozłączni jako chłopcy, „prawie bracia”, znaleźli się w ostrym konflikcie, którego przyczyn nikt do końca nie zna. Dzieli ich złość, różne pochodzenie i sytuacja finansowa… Każdemu z nich zostało odebrane coś, co ma ten drugi. Świetna matka, ojciec, wykształcenie, sukcesy na desce, miłość. A miłość, wiadomo – piękna idea prowadząca do wielkich rozpaczy. Początek jak z greckiej tragedii, rozwiązanie… Zobaczcie sami, ale mam przypuszczenie, że ten film jest trochę komedią.
Można oglądać Dziecko jako wariację na temat Niebezpiecznych związków, czy zagadki zamkniętego pokoju – bez morderstwa, za to z łóżkiem. To kameralny film, w większości scen widzimy jedynie piątkę postaci. Pełen napięcia, także seksualnego, pięknych kobiet sunących na deskach surfingowych lub pijących alkohol. Każdy bohater ma tu osobowość, swoją historię i pomysł na życie (nawet jeśli prosty lub krótkometrażowy) i nie jest jedynie elementem układanki. A gdy w końcu daje się komuś zmanipulować, być może robi to dla świętego spokoju.
Jeśli szukacie egzotycznego szoku kulturowego, możecie go znaleźć w Dziecku Apokalipsy. Pozornie pokazuje raj turystyki seksualnej, którego mieszańcy sami żyją jak przyjezdni. Może jednak lepiej obejrzeć ten film jak Victorię Shippera, jako historię o ludziach żyjących zwyczajnie, ale niekoniecznie zainteresowanych bezpieczeństwem i rozsądkiem. Popatrzcie na niego jak na tragikomedię generowaną przez klimat i tzw. ludzką naturę z jej niechęcią do stabilizacji poza deską surfingową.
Na plus:
– trzyma w napięciu
– skomplikowana, wielowymiarowa historia
– niepodporządkowana jedynie Czasowi Apokalipsy
– subtelny, czasem czarny humor
– dobra gra aktorska i scenariusz
Na minus:
– może skłaniać do uproszczonych interpretacji
– trochę zbyt patetyczna, jeśli zignoruje się humor