Na Ziemi wylądowało dwanaście statków kosmicznych, które ani nie atakują, ani nie są w stanie porozumieć się z ludźmi. Amerykańska armia zatrudnia do pomocy specjalistę: językoznawczynię. Doktor Louise Banks (Amy Adams) zostaje przywieziona na miejsce lądowania kosmitów wojskowym helikopterem. Przylatuje do otoczonej zalesionymi wzgórzami szerokiej doliny. Jest wczesny ranek, z gór schodzi gęsta mgła przykrywająca obłędnie zielone drzewa i trawy, nie dosięga jednak samego statku. Pojazd, czarny jak Monolit, lewituje nad łąką. Przypomina ogromne skalne jajo (coś jak przedwieczne Krek’h-pa z Onikromosa Pawła Matuszka) i przywodzi na myśl legendę mówiącą, że skalne kościoły Etiopii nie zostały zbudowane, tylko przyleciały z nieba. Kamera powoli go okrąża, aż okazuje się, że to stojący pionowo elipsoidalny spodek. Wiele klasycznych motywów złożyło się na tę wizję.
Na samym początku filmu nie zobaczycie obcych ani ich statków. Wszystko zaczyna się od Louise i jej nowonarodzonej córeczki. To do niej skierowana jest historia Nowego początku, spotkania z Heptapodami i ich daru dla Ziemian. Lingwistka opowiada ją jednak samej sobie, opłakując przedwczesną śmierć dziecka.
Nowy początek składa się więc z dwóch wątków: komunikacji z obcymi i wspomnień Louise. Pierwszy z nich jest bardzo przekonujący i świetnie pokazuje pracę etnolingwisty (a właściwie pierwszego na świecie ksenolingwisty) oraz reakcje różnych ludzi na pojawienie się kosmitów. Drugi bywa łzawy, zwłaszcza, że został znacznie udramatyczniony w stosunku do pierwowzoru, czyli opowiadania Teda Chianga Historia twojego życia (Story of Your Life). Na szczęście Amy Adams gra bardzo subtelnie, pokazując strach, rozpacz czy ciekawość i odwagę osoby, której życie kilkakrotnie musiało zaczynać się od nowa.
Mam wrażenie, że ten film, choć nie jest arcydziełem, może być naprawdę ważny. Przypomina, czym tak naprawdę jest fantastyka naukowa: inspirowanym odkryciami naukowymi stawianiem filozoficznych pytań oraz testowaniem możliwych wersji rzeczywistości. Nowy początek najlepszy jest tam, gdzie podąża za Chiangiem, zmieniając jego opowiadanie tylko ze względu na walory wizualne. Zwierz popkulturalny pisze, że film: „pokazuje nam, że nauka, wiedza i rozsądek mogą nas zaprowadzić dużo dalej niż strach i pociąganie za spust”. Przedstawieni w nim naukowcy są kompetentni, pracowici i robią wszystko, by móc wymieniać się wiedzą z innymi oraz zapobiegać konfliktom. Przy tym w ich postawie nie ma żadnego patosu – to naprawdę mocna i piękna, trochę idealistyczna wizja nauki.
Denis Villeneuve (reżyser) i Eric Heisslerer (scenarzysta) sprowadzili Heptapodów na Ziemię, pokazali widowni masywne, siedmionogie ośmiornice i znaleźli piękną i metaforyczną formę dla zapisu ich języka. Chiang wymyślił nieliniowość i przestrzenność heptapodzkiego, zaś twórcy filmu pokazali je jako okręgi złożone z ideograficznych kleksów. Już w pierwowzorze praca etnolingwisty (uważne zbieranie danych, wymyślanie testów umożliwiających zadawanie pytań bez pośrednictwa języka) została świetnie opisana, dodali więc tylko nowoczesny sprzęt. Nieco uatrakcyjnili współpracę Louise z fizykiem, Ianem Donnellym (Jeremy Renner); ich rozmowy pozwalają spojrzeć na heptapodzki z różnych, komplementarnych stron. Poza tym zmienili trochę zakończenie wizyty obcych i wyjaśnili dlaczego właściwie przybyli. Fabuła pierwowzoru została także ulepszona o kilka hollywoodzkich zabiegów (wybuchy, presja czasowa, ratowanie świata), co w zasadzie nie było potrzebne i będzie denerwować tych, którzy czytali Historię.
Wiele opowiadań Chianga mówi o zależnościach pomiędzy językiem i rzeczywistością lub jej percepcją. Czasami eksploruje je, tworząc światy, w których pismo ożywia golemy. W Historii rozwija ideę, że język kształtuje poznanie, znaną w lingwistyce jako hipoteza Sapira-Whorfa (i przywołaną wprost w tym filmie). Najważniejszą różnicą pomiędzy ludzkimi językami i heptapodzkim jest jego nieliniowość: szyk wyrazów nie ma wpływu na znaczenie komunikatu. Dla znających polski to trochę mniejsze zaskoczenie niż dla użytkowników angielskiego, ale pozaziemski jest tak niewrażliwy na kolejność wydarzeń, że pozwala spojrzeć na świat zupełnie na nowo… Pokazanie lingwisty na wielkim ekranie ma jeszcze jedną zaletę: w recenzjach wypływają liczne skojarzenia z badaniami nad językami małych społeczności, na przykład amazońskimi, w których nie ma żadnych określeń czasu (oprócz opisujących dzień i noc), albo jest bardzo mało liczebników (są słowa „jeden”, „dwa” i „wiele”).
Podsumuję spojlerem: o ile opowiadanie Chianga obywa się bez ratowania świata, Nowy początek pokazuje jak mogłoby wyglądać życie Billego Pilgrima z Rzeźni numer pięć, gdyby zamiast rozpamiętywania wojny i swojego życia seksualnego zajął się losem ludzkości. Osobiście… jestem całym sercem po stronie Billego, ale doceniam powrót do wysokobudżetowego science-fiction, wątków czasu, wolnej woli i sensu wszystkiego, który zaczął się z Interstellar. I cieszę się bardzo, że dzięki temu filmowi odkryłam Teda Chianga.
Na plus:
+ nauka i ciężka praca badawcza pokazana jako coś ciekawego (czyli prawda na ekranie)
+ świetne rozwiązanie wizualizacji języka Heptapodów…
+ i ich statków kosmicznych
+ dodanie kontekstu zamieszek i paniki towarzyszących lądowaniu
+ wspaniała gra Amy Adams
Na minus:
– przesadne udramatyzowanie fabuły Chianga
– niekoniecznie sensowne dodanie presji czasowej…
– i elementów ratowania świata (jakby samo poznanie języka Heptapodów nie miało oszałamiających konsekwencji)