Recenzja filmu Pitbull. Ostatni pies

Reanimowany po latach Pitbull był bardzo niemiłą niespodzianką dla fanów serialu – Patryk Vega postanowił zamienić brudny realizm oryginału na prostacką efektowność. Choć zupełnie nieudane, nowe odsłony serii osiągnęły komercyjny sukces, zapewne w dużej mierze dzięki tytułowi – podpięcie historii pod uznaną markę zapewniło frekwencję widzów i atencję mediów. Po kłótni reżysera z producentami nastąpiła zmiana warty i próbę wznowienia skatowanej artystycznie serii podjął Władysław Pasikowski.

Niestety z Ostatnim psem jest podobnie jak z Niebezpiecznymi kobietami – na dobrą sprawę film zupełnie nie musiał wychodzić pod marką Pitbull, bo stylistycznie ma z oryginałem bardzo niewiele wspólnego. Jasne, głównym bohaterem jest Despero (Marcin Dorociński), a wtórują mu Nielat (Rafał Mohr) i Metyl (Krzysztof Stroiński), ale w zasadzie niewiele to zmienia – zupełnie nie czuć spójności świata przedstawionego w Ostatnim psie z tym znanym z pierwszego filmu i serialu. Pitbull sprawiał, że widz był w stanie uwierzyć w wydarzenia na ekranie, a konwencja pozwalała na immersję. Najnowsze dzieło Władysława Pasikowskiego to niestety do bólu typowy film akcji – dobrze zrobiony, ale w żadnym punkcie niewyróżniający się.

Pitbull. Ostatni pies

Nieznany sprawca organizuje udany zamach na policjanta. Śledztwo jest trudne, a presja coraz większa. Sławomir Desperski wnika więc w mafijne środowisko z zadaniem zbadania sprawy „u źródła”. Despero pod fałszywym nazwiskiem zaczepia się u Gawrona, gangstera granego przez Cezarego Pazurę. Policjant powoli zdobywa zaufanie nowych pracodawców, otrzymując przy tym informacje prowadzące do wyjaśnienia zagadki. Undercover cop to motyw przemielony już tyle razy, że trudno wymyślić tu coś nowego. To właśnie scenariusz niepozwalający świetnej przecież ekipie na rozwinięcie skrzydeł jest największym problemem Ostatniego psa.

Zdecydowanie zbyt dużo tutaj uproszczeń i gatunkowych absurdów – dwaj poszukiwani, pokazywani na ekranach w całym kraju przestępcy siedzą sobie jak gdyby nigdy nic na gali bokserskiej, nie przejmując się mediami i tłumem ludzi dookoła. Żeby zaś zarządzać przestępczym imperium i dokonywać przekrętów finansowych na gigantyczną skalę wystarczy być wygadanym. Z drugiej strony Ostatni pies wzorem trzeciego sezonu serialu przedstawia swoją wersję kilku rzeczywistych wydarzeń (m.in. zabójstwo szefa policji). Przez to dziwne połączenie dwóch wykluczających się konwencji nie sposób przekonać się ani do gatunkowej, ani „realistycznej” narracji. Wynika to oczywiście z próby pogodzenia dwóch sprzecznych wizji Vegi i dołożeniu do tego potwora Frankensteina jeszcze trochę swojego konceptu. Zadanie okazało się karkołomne i wydaje się, że trzeba było jednak zdecydować się na konkretną drogę, zamiast na taki miszmasz.

Pitbull. Ostatni pies - recenzja

Wszystko to potwierdza, że Pitbull. Ostatni pies to film zwyczajnie niepotrzebny. Techniczna sprawność twórców i bardzo dobre role Dorocińskiego czy Stroińskiego (tu przy okazji wielki plus za charakteryzację) ratują sprawę na tyle, że film ogląda się nieźle, ale niestety wylatuje on z pamięci zaraz po seansie. Dajmy tej marce odejść na policyjną emeryturę.

5/10

Pitbull. Ostatni pies (2018)

Pitbull. Ostatni piesReżyseria: Władysław Pasikowski
Scenariusz: Władysław Pasikowski
Obsada: Marcin Dorociński, Krzysztof Stroiński, Rafał Mohr, Dorota Rabczewska, Cezary Pazura

Adam Kubaszewski
Adam Kubaszewskihttps://arytmia.eu
Wydawca i redaktor naczelny portalu Arytmia.eu, zawodowo związany głównie z marketingiem internetowym. Strzelba Czechowa w ludzkiej postaci.

Patronujemy

Copernicon 2022 - plakat festiwalu

REKLAMA

Zobacz też:
 


Reklama