Recenzja książki Danke czyli nigdy więcej. Dominiki Dymińskiej

Pierwsza poezja na Arytmii, do tego nieprzesadnie poetycka. Dymińska pisze niekoniecznie tak, jak się mówi, ale niewątpliwie jak się postuje na Facebooku: krótkimi frazami, prosto, z brzydkimi wyrazami. W jej poemacie jest sporo wkurzenia, rozczarowania i rozpaczliwego trzymania się wizji jakkolwiek poukładanego życia.

Danke to sto stron białego wiersza, pisanego bardzo potocznie. Na przykład: „można już nie lubić dzieci i to żadna siara/ miłości można sobie nie chcieć/ a ja chcę mieć prawo nie lubić seksu/ tak samo jak każdy ma prawo nie lubić cebuli”. Cytat jest trochę podrasowany, bo dodałam diakrytyki – w oryginale części brakuje, ponieważ to fragment rozmowy na którymś z portali społecznościowych. Język spontaniczny, choć pisany, jest w centrum tego „poematu romantycznego” (blurb od wydawcy). A także to, co nim przekazujemy: frustracje, radości, ale przede wszystkim nasze poglądy i przekonania. Czasami równie niestabilne jak imprezowe szpilki. Dymińska jest świetną obserwatorką małych paradoksów i niespójności, czasami wypunktowuje je jako błędy i brak zdecydowania, ale zwykle służą raczej do pokazania skomplikowania ja lirycznego lub wielu podmiotów lirycznych. To, że mamy wciąż do czynienia z narracją pierwszoosobową nie znaczy jeszcze, że to ciągle ta sama osoba. Jest równie wiele tropów za tak, jak i za nie. Może to jedynie możliwości bycia sobą?

„CIAŁO/ to najważniejsze, co mam./ Nic się tak okrutnie nie mści./ Jak ciało./ Małe choroby są objawem zdrowia./ Nie wszystko musi być dobrze”. Tekst Danke to wołanie de profundis, z trzewi, co nie oznacza wcale niezrozumiałości czy „samych bluźnierstw”. Dymińska pisze o byciu młodą kobietą w wielkim mieście, które daje schronienie zarówno dealerom, jak i sklepom z produktami ekologicznymi. Dobrze będzie porównać tę książkę do rzeczy Żulczyka. Narratorka mówi o sobie i od siebie, i tu zgadzam się z Anną Grzanką, że to coś, czego bardzo potrzebujemy: szczerego spojrzenia „Lolitki”, która już dawno podrosła i próbuje jakoś poskładać siebie i życie w sensowną całość, najlepiej według własnych, a nie narzuconych wzorów.

Dla tych, którzy czytali Mięso, odruchowe będzie traktowanie tej książki jak drugiej części debiutu. Obydwie są pisane w pierwszej osobie, Danke czasami sprawia wrażenie kolejnego pamiętnika notowanego mniej czy bardziej wierszem. Krótko mówiąc, to znowu autofikcja, chętnie przez odbiorców brana za autobiografię. Jednak o ile Mięsu było blisko do (kiedyś skandalizującego) Pamiętnika nastolatki (A Diary of a Teenage Girl), Danke jest mniej skupione na seksie i dorastaniu. Koncentruje się na emocjach (a nie faktach), przeżywaniu relacji międzyludzkich (różnych) i krytyce. Narratorka marnie ocenia większość ludzkich aktywności, zwłaszcza on-line. Ironicznie, jej „ty” płynnie przechodzi w „ja” – kto nie ma Facebooka, niech pierwszy rzuci kamieniem.

Mimo że autorka nie zachęca do porównań, przeczytałam Mięso jeszcze raz, przygotowując się do tej recenzji. I jeśli ktoś chciałby od razu się zrazić, że nie przeczyta drugiej takiej rzeczy, że nic ciekawego itd. – Danke to coś z zupełnie innej beczki. A sam debiut Dymińskiej też nie jest najgorszą literaturą. To bardzo bolesny, faktualny, pełen nieprzemyślanych związków i seksu pamiętnik nastolatki, która bardzo potrzebuje miłości i czułości, ale nic jej nie może przekonać, że to emocje niekoniecznie związane z życiem płciowym. I naprawdę nie ma nic dziwnego w braniu tej książki do siebie, myśleniu o własnym dorastaniu, swoich dzieciach, koleżankach, wszystkich potencjalnie zagrożonych podobną rozpaczą. Warto ją zestawić z Pamiętnikiem, ale jeszcze bardziej z Lolitą czy Portretem młodej wenecjanki. Artystycznie będzie zgrzytać, ale spora część czytelniczego skrzywienia będzie brać się stąd, że wreszcie widzimy perspektywę młodej dziewczyny wielbionej przez wykształconego mężczyznę, równie głupiego jak jej niedojrzali koledzy. Może nie umie tak dobrze grać w prozę, jednak na pewno jest osobą, a nie ozdóbką.

Grzanka pisze też, że „język Dominiki Dymińskiej kłuje”. Faktycznie, to jedna z książek pisanych w złości, czy, jak mówiła Dymińska i poetki z antologii Warkoczami podczas Poznania Poetów – „na wkurwie”. Nawet, jeśli forma może nie być do końca przekonująca, Danke to bardzo współczesna poezja, wpisująca się w, powiem patetycznie, głos poetek pokolenia i pół, bo jeszcze brakuje im kilku lat różnicy do dwóch. Może to nawet jedna generacja kobiet dla których ideały równouprawnienia i wolności są brutalnie kontrastowane z tzw. tradycyjnymi postawami. Więc, niestety, mało w tym poemacie romantyzmu i piękna, przyrody czy nadziei. Być może jest wielka miłość, na pewno pęd do ucieczki. „Niechęć do tworzenia narracji to największa tragedia mojego życia./ Więc piszę tak, jak się mówi, i tak, jak się myśli./ Robię za was to, czego sami nie potraficie”. Czy to prawda? Zmierzcie się z Danke, ma nominację do Nike, czyli chociażby wypada.

Na plus:
– szczere i z trzewi
– potoczny, postowy język
– bezkompromisowe
– widać ogromny postęp autorki po Mięsie

Na minus:
– poezja współczesna, więc nic dla przyzwyczajonych do Tuwima, a nawet Szymborskiej
– podmiot liryczny w odmianie gówniara czy trol internetowy może irytować

Agnieszka "Fushikoma" Czoska
Agnieszka "Fushikoma" Czoska
Typowy mól książkowy. Czyta po polsku, angielsku, niemiecku i ukraińsku, bardzo chciałaby jeszcze po francusku. Ostatnio jej ulubieni autorzy to Zadie Smith, Serhij Żadan, Jurij Andruchowycz, Amos Oz, Łukasz Orbitowski... Lubi komiksy, na przykład Sagę, Wytches, rzeczy Alison Bechdel czy Inio Asano. Jak ma czas, ogląda europejskie filmy i anime. Recenzuje jeszcze dla bloga Nie Tylko Gry (nietylkogry.pl), czasem pisze do Fabulariów (fabularie.pl).

Patronujemy

Copernicon 2022 - plakat festiwalu

REKLAMA

Zobacz też:
 


Reklama