Recenzja książki Gringo Champion (Jankeski fajter) Aury Xilonen

Premiera tegorocznego Literackiego Sopotu, wielkie odkrycie literatury meksykańskiej. Napisana neobarokowym językiem książka o nieletnim uciekinierze z Meksyku, który nie jest jeszcze bokserem, ale umie powalić prawie każdego przeciwnika jednym ciosem – jak w sławnym japońskim One Punch Manie. Pełna humoru, niesamowicie napisana opowieść o biedzie, ucieczce i nielegalnej pracy. To dopiero debiut Aury Xilonen, jednak od początku zbiera nagrody i świetne recenzje.

Jesteśmy jeszcze przed premierą polskiej wersji Championa, dlatego piszę recenzję na podstawie angielskiego tłumaczenia. Język nie jest w nim tak gęsty jak w The Sellout, jednak równie pełen smaczków i słów, jakich dawno już nie widzieliśmy… bo nie czytamy wierszy. Książka Xilonen jest opowiadana z perspektywy pierwszoosobowej, wspomnienia głównego bohatera przeplatają się z jego gorączkowymi monologami wewnętrznymi i relacjami o codziennych sprawach i spotkaniach. Ten (jak dotąd) prosty i niewykształcony chłopak pracuje w księgarni, więc uczy się języka (przede wszystkim angielskiego, ale także swojego ojczystego hiszpańskiego). Jego nauczycielem jest klnący jak ostatni szewc księgarz, a podręcznikami książeczki dla dzieci i opasłe tomy klasycznej poezji. W jego głowie i w dialogach z innymi mieszkańcami bezimiennego miasta na południu Stanów pojawiają się słowa z obu stron granicy – emigrują znacznie łatwiej niż używający ich ludzie. Ta mieszanka nie sprawiła mi większych kłopotów. Angielskie tłumaczenie Andrei Rosenberg jest płynne i brzmi bardzo wiarygodnie – przed Tomaszem Pindelą stało jednak dużo większe wyzwanie, bo polski raczej nie ma okazji mieszać się z hiszpańskim, zwłaszcza południowoamerykańskim.

 

Nie od razu wiadomo, jak nazywa się główny bohater Fajtera – nie ma zwyczaju zwracać się po imieniu do samego siebie, a nikt inny go o nie nie pyta. Liborio jednak je ma, choć poza tym niewiele więcej: swoją gonitwę myśli, noszone aktualnie ubrania i pasek ze wszystkimi cennymi rzeczami. Akcja książki zaczyna się od pierwszego spotkania chłopaka i jego wielkiej miłości – Aireen, pięknej, mieszkającej w sąsiedztwie i zupełnie dla niego nieosiągalnej. Potem przenosimy się do zdemolowanej przez nieznanych sprawców księgarni, a Liborio traci dotychczasowy względny spokój i miejsce do życia. Będzie odtąd snuł się po mieście, wspominając Meksyk i przejście przez pustynię, poznanych po drodze ludzi. Spotka jednak nowych i, w pewnym sensie w bardzo klasyczny dla prozy młodzieżowej sposób, „zbierze drużynę”. Książka gra nie tylko językiem, ale także konwencjami opowiadania o nastolatkach, emigrantach i biedzie.

Na naszym rynku Xilonen jest reklamowana jako meksykańska Masłowska. Jest pomiędzy nimi sporo podobieństw: obie debiutowały wcześnie (Xilonen w wieku dziewiętnastu lat), a ich powieści opierały się na wewnętrznych monologach niewykształconych chłopaków prowadzonych barokowo bogatym językiem. Wojna polsko-ruska jest jednak dużo bardziej zanurzona w kulturze popularnej i surrealna. Champion bywa naturalistyczny, i aż do końca pozostaje prozą realistyczną – nawet jeśli w pewnym momencie Liborio trafia do sierocińca rodem z powieści Johna Irvinga i zaczyna karierę boksera godną Saitamy ze wspomnianej na wstępie mangi.

Czytanie Gringo Championa w tłumaczeniu Rosenberg jest chyba najbliższe hiszpańskiemu oryginałowi – jesteśmy na pograniczu amerykańsko-meksykańskim, gdzie mieszają się języki, pochodzenia i plany na życie. Oczywiście, oddalamy się od umysłu samego Liborio, gdzie proporcje tej mieszanki są dokładnie odwrotne. Jednak jak powiedziała Xilonen: „nie chciałam, żeby moja powieść była tłumaczona dosłownie. Wolałam, żeby była wymyśleniem na nowo języka” („I didn’t want the novel to be translated literally. I wanted it to be a reinvention of language”). Dlatego skoro skończyłam Championa, niedługo zacznę Fajtera.

Na plus:
– neobarokowy język
– wrzucenie czytelnika od razu na głęboką wodę umysłu bohatera…
– i stopniowe wprowadzanie informacji o jego przeszłości
– realizm całości

Na minus:
– takich książek nie czyta się dla fabuły

Zdjęcie autorki i okładka angielskiego wydania pochodzą ze strony wydawcy Europa Editions, polska wersja ze strony wydawnictwa Znak.

Agnieszka "Fushikoma" Czoska
Agnieszka "Fushikoma" Czoska
Typowy mól książkowy. Czyta po polsku, angielsku, niemiecku i ukraińsku, bardzo chciałaby jeszcze po francusku. Ostatnio jej ulubieni autorzy to Zadie Smith, Serhij Żadan, Jurij Andruchowycz, Amos Oz, Łukasz Orbitowski... Lubi komiksy, na przykład Sagę, Wytches, rzeczy Alison Bechdel czy Inio Asano. Jak ma czas, ogląda europejskie filmy i anime. Recenzuje jeszcze dla bloga Nie Tylko Gry (nietylkogry.pl), czasem pisze do Fabulariów (fabularie.pl).

Patronujemy

Copernicon 2022 - plakat festiwalu

REKLAMA

Zobacz też:
 


Reklama