Recenzja książki Holy Crap! the World Is Ending! Anny-Marie Abell

Jeśli Nabokov miał rację mówiąc, że pornografia to „kopulacja oklepanych elementów” („copulation of clishés”), to mamy tu do czynienia z książką pornograficzną jak cholera… Z resztą, coś tam jest na rzeczy nawet w bardziej potocznym rozumieniu tego słowa, bo jej podtytuł brzmi How a Trip to the Bookstore Led to Sex with an Alien and the Destruction of Earth. A miałam nadzieję, że sięgam po następcę Douglasa Adamsa – w efekcie przez trzy dni z Holy Crap! żałowałam, że nie przeczytałam jednak po raz kolejny Autostopem albo czegoś o Dirku Gentlym…

Autumn jest uroczą Amerykanką kochającą śmieciowe, jak najbardziej chemiczne żarcie, teorie spiskowe i historie o UFO itp. Oczywiście jest zjawiskowo ładna (i nieświadoma swojego uroku), na stanie posiada także równie oszałamiającą koleżankę, która pojawi się w książce pierwszy raz jako nieproporcjonalnie długi opis błyszczących ciuchów i azjatyckich rysów. Dziewczyny są ze sobą bardzo związane, chociaż główna bohaterka i narracja często zapominają o tej ważnej postaci (nieważne, czy żyjącej sobie spokojnie, czy prawdopodobnie krzywdzonej lub umierającej). Może powiem od razu: książka Abell cierpi na deklarowanie, że coś jest bardzo ważne i szybkie ignorowanie tej cennej postaci (uczucia, faktu) przez jakiś czas, żeby przywoływać je, kiedy autorce będzie wygodnie. Oznacza to, że czytamy albo fragmenty patetyczne, tragiczne, w jakiś sposób trudne, albo lekką krotochwilę z postaciami zupełnie niezmienionymi przez przeżyte przed chwilą dramaty. Brak tu emocjonalnej wiarygodności i to być może największy problem tej książki obliczonej na bycie guilty pleasure – nie wierzymy bohaterom, więc nie za bardzo przeżywamy ich radości i smutki. Czy to, co tak nazywają.

W życiu Autumn pojawia się przecudny blondyn, na którego widok lub wspomnienie dostaje gęsiej skórki. Szybko okazuje się, że jest istotą rodem z Dänikena: to jedno z sumeryjskich bóstw nazywanych Anunnaki, a konkretniej obcy z rasy, która stworzyła ludzi. To bardziej nowatorski aspekt książki – nie pojawiają się w niej Thor czy wampiry, tylko aryjscy bogowie. Autumn nie ma problemu z uwierzeniem seksownemu Rigelowi, bo od dawna czytuje adekwatną literaturę i słucha audycji o zakazanej prehistorii i zakłamanej teraźniejszości. Poza tym obydwoje stanowczo mają się ku sobie, więc nad sensem życia zastanowią się później. To z kolei jeden z elementów jeszcze wiarygodnych psychologicznie. Bohaterkę trochę martwi odkrycie, że The World is Ending, i to zgodnie z decyzją większości Anunnaki, na szczęście często zapomina o smutkach i słucha uważnie objaśnień na temat prawdziwej historii powstania człowieka i anegdotek z mezopotamskich mitów. Jakby świata przedstawionego naprawdę nie można było zarysowywać w narracji, a niekoniecznie w dialogach. Mam jednak dobrą wiadomość – nie trzeba czekać na kolejny tom w oczekiwaniu na „te scenki” (na szczęście opisane bezboleśnie i nieżenująco). W Holy Crap! jest też sporo sprawnego humoru słownego i sytuacyjnego. No i niewątpliwie to miłosny poemat na cześć fastfoodów i amerykańskich słodyczy. Zawiera też wątki społeczne i postapo – po ujawnieniu informacji o końcu świata ludzkość traci zahamowania – ale są one potraktowane bardzo łagodnie i autorka chyba nie bardzo chciała lub wiedziała, jak je urealnić.

Wydaje mi się, że Holy Crap! jest jednym z licznych naśladownictw Zmierzchu czy Pięćdziesięciu twarzy Greya (w wersji powrotu do waniliowości). Nie jestem tego pewna, bo nie bardzo znam oba bestsellery. Na szczęście nie został do nich doklejony jeszcze Igrzyska śmierci czy Hobbit, dzięki czemu książka jako tako trzyma się kupy. Czyta się ją szybko, a budowanie przez autorkę napięcia nie opiera się jedynie na obiecywaniu scen erotycznych i odsuwaniu ich w czasie. Zdarzają się nagłe zwroty akcji, całkiem udanie wplecione w fabułę, a postaci nie przeżywają niewyjaśnionych przemian z wroga ludzkości w dobrego wujka (przy tej okazji pozdrawiam Magneto). Holy Crap! na tyle działa na emocje, że nie zapomnę tej książki za tydzień, może nawet dam radę przeczytać kolejny tom The Anunnaki Chronicles. Nie czuję się źle po spędzeniu kilku dni z Autumn i Rigelem (jak po próbie zapoznania się z twórczością E. L. James), ale w kategorii literatury czysto rozrywkowej znalazłabym kilka ciekawszych pozycji.

Oficjalny portret autorki

 

Na plus:
– wykorzystanie sumeryjskich mitów…
– i teorii spiskowych o UFO
– niestwarzanie pozorów, że to poważna literatura
– sprawny humor

Na minus:
– potraktowanie wątków społecznych po łebkach
– nic głębszego
– częsta amnezja postaci i narratora

Recenzja na podstawie wersji z portaly NetGalley (na razie nie ma polskiego tłumaczenia). Zdjęcia pochodzą z Goodreads i bloga autorki.

Agnieszka "Fushikoma" Czoska
Agnieszka "Fushikoma" Czoska
Typowy mól książkowy. Czyta po polsku, angielsku, niemiecku i ukraińsku, bardzo chciałaby jeszcze po francusku. Ostatnio jej ulubieni autorzy to Zadie Smith, Serhij Żadan, Jurij Andruchowycz, Amos Oz, Łukasz Orbitowski... Lubi komiksy, na przykład Sagę, Wytches, rzeczy Alison Bechdel czy Inio Asano. Jak ma czas, ogląda europejskie filmy i anime. Recenzuje jeszcze dla bloga Nie Tylko Gry (nietylkogry.pl), czasem pisze do Fabulariów (fabularie.pl).

Patronujemy

Copernicon 2022 - plakat festiwalu

REKLAMA

Zobacz też:
 


Reklama