Trzy w jednym. Recenzja Wysokich gór Portugalii Yanna Martela

Byłam pewna, że po kolejną książkę Yanna Martela mogę sięgnąć w ciemno. Od dawna na nią czekałam, ale z daleka – nie przeczytałam żadnych zapowiedzi, a kiedy zdjęłam ją z księgarnianej półki (pięknie wydaną i pachnącą), nawet nie zerknęłam na opis z tyłu okładki. Nie wiem, czy to dobrze. Może z tą książką tak trzeba, a może jednak warto wiedzieć o niej coś więcej, zanim nas całkowicie zaskoczy.

Na wstępie trzeba zaznaczyć jedno: to nie jest Życie Pi. Jeśli podejdziemy do Wysokich gór Portugalii z nadzieją, że to będzie podobna historia, to tylko zamkniemy książkę z trzaskiem. To zdecydowanie nie jest Życie Pi. I bardzo dobrze.

Przede wszystkim dostajemy opowieść w trzech częściach – trzy nowele zamknięte w jednym tomie, powiązane ze sobą tematycznie, chociaż nie zawsze dostrzegamy to już na pierwszy rzut oka. I tak najpierw spędzamy czas z Tomasem, Lizbończykiem z początku dwudziestego wieku, który bierze urlop i wyrusza na quest, hen daleko, w portugalskie góry. Jego opowieści towarzyszy nutka surrealizmu – Tomas z zasady chodzi tyłem (ma swoje powody!), jednak tradycyjną wyprawę pokonuje nie pieszo, ale automobilem. Spoiler alert: kompletnie nie potrafi prowadzić.

Kiedy już potowarzyszymy Tomasowi, zostawiamy go i wyruszamy w krótką podróż w czasie – znowu do Portugalii, ale starszej o jakieś trzydzieści lat. Druga nowela przedstawia migawkę z życia Eusebia. Ten bohater dla odmiany chodzi przodem, jak większość populacji. Uwielbia też kryminały Agathy Christie (a kto nie uwielbia?), które czyta razem z żoną, i spełnia się w swojej pracy. Warto wspomnieć, że Eusebio to lekarz, a dokładniej patolog. Spoiler alert numer dwa: jego rutynę zakłóca niezwykła sekcja zwłok.

Trzecia nowela wiąże się z kolejną podróżą w czasie, tym razem kilkadziesiąt lat do przodu. Wraz z czasem  zmieniamy też miejsce akcji na odległą Kanadę, gdzie poznajemy Petera, polityka, wraz z którym wkrótce przenosimy się z powrotem do Portugalii.  Trafimy do niewielkiej wioski, z której pochodzi rodzina Petera, i która stanowi – oczywiście – nawiązanie do dwóch wcześniejszych historii. Spoiler alert: Peter w swoim portugalskim domu ma bardzo ważnego współlokatora.

Nie chciałabym zdradzać, jak dokładnie połączone są wszystkie historie. Odkrywanie ich strona po stronie i natrafianie na niewielkie wskazówki w tekście jest zdecydowanie bardziej satysfakcjonujące niż przeczytanie o tym w recenzji. Powiem tylko tyle: mamy tutaj bohaterów, którzy pomimo oczywistych różnic stykają się z czymś uniwersalnym –  miłością, wielką stratą i decyzją, która odmienia życie; mamy portugalską wioskę, która okazuje się ważniejsza, niż przypuszczałby znudzony przejezdny (o ile w ogóle chciałoby mu się tam trafić!); i przede wszystkim, mamy zwierzęta.

Jeśli Yann Martel jest z czegoś znany, to z literackich przedstawień zwierząt. Nie tylko pisze o zwierzętach – wykładał też o nich gościnnie na uniwersytecie. Ta dogłębna fascynacja mogła zdumiewać podczas lektury Życia Pi; przy Wysokich górach Portugalii nie zaskakuje już pełna szacunku empatia, z jaką w utworze Martela przedstawiane są zwierzęta. Niespodzianką może być natomiast sposób, w jaki wpisane są w fabułę – ale o tym też nie chcecie przeczytać w recenzji.

Wysokie góry Portugalii zostały bestsellerem „New York Timesa”. To nie dziwi – autor jest popularny i można założyć, że książka się sprzeda (sama, jak już wspomniałam, skusiłam się na nią w ciemno). Okazuje się jednak, że to rzeczywiście kawał porządnej prozy – takiej, która może zostawić czytelnika z mętlikiem w głowie. Rzucę tutaj wyświechtaną frazą: naprawdę skłania do refleksji. I co ważne, robi to z wdziękiem oraz bezpretensjonalnym humorem. Proza Martela jest lekka, porywająca, pełna niewymuszonych opisów. Nawet, gdy narrator rozwodzi się nad motoryzacyjnymi szczegółami w pierwszej historii, ta proza wciąga (a jeśli jest coś, co mnie zwykle nudzi, to są to właśnie opisy części samochodowych).

Mimo wszystko, jakkolwiek fantastyczny ten styl by nie był, Wysokie góry Portugalii są dość nierówne. Surrealizm historii Tomasa był urokliwy, ale miałam wrażenie, że czegoś brakuje – na początku rzeczywiście czytelnik nie dostaje wszystkich elementów fabularnej układanki i zdecydowanie bardziej podoba mi się pierwsza część Gór teraz, po przeczytaniu całości. Tak naprawdę wsiąkłam w opowieść dopiero przy drugiej części, tej z Eusebiem – co ciekawe, przy opisie sekcji zwłok. Jednak to ostatnia nowela sprawiła, że po prostu nie mogłam się oderwać – to w niej najwyraźniej czułam charakterystyczny styl Martela, i to w niej dość przytłaczający, a nawet zniechęcający symbolizm opowieści połączył się w zgrabną całość. To nie jest proza łatwa do zinterpretowania – co jednak nie znaczy, że nie warto.

Na plus:

  • fantastyczny, urzekający klimat powieści, który łączy magiczność z rzeczywistością
  • porządny styl, który nie zawodzi
  • dobra intelektualna łamigłówka (czyżby dla fanów wspomnianej Agaty Christie?)
  • widać talent autora do konstruowania nietuzinkowej fabuły

Na minus:

  • nowela noweli nierówna (przy czym nie zdziwiłabym się, gdyby kogoś odrzuciła część druga, z dość obrazowo opisaną sekcją zwłok)
  • zniechęcić może ciężki symbolizm
Katarzyna Piękoś
Katarzyna Piękoś
Kiedy miała osiem lat, chciała zostać książką. Nie udało się i została anglistką z zamiłowaniem do dobrej literatury. Lubi chodzić po górach i słuchać metalu, ale nigdy jednocześnie. Miała życie, dopóki nie zaczęła uczyć się fińskiego.

Patronujemy

Copernicon 2022 - plakat festiwalu

REKLAMA

Zobacz też:
 


Reklama