Bowie. Biografia – recenzja

Nie umiem się oprzeć ładnie wydanej książce. Nie da się. Trzeba ją wziąć do ręki, powąchać, przekartkować, a wreszcie zaszyć się w cichym miejscu i się napatrzeć, naczytać.

Bowiego kupiłam po okładce.

No, nie do końca – to od wielu, wielu lat jeden z moich ulubionych artystów, i od dłuższego czasu miałam ochotę przeczytać o nim coś więcej. Może i zabrzmi to jak utarty frazes, ale David Bowie naprawdę stał się artystą-legendą za życia, chodzącą zagadką, świadomie rzucając nam tylko skrawki i przebłyski swoich wielu wcieleń.

A zatem kiedy zobaczyłam Bowiego. Biografię w księgarnianej witrynie, wiedziałam od razu: muszę ją przeczytać. Okładka jest tak fantasmagoryjna i przyciągająca wzrok jak sam artysta, pełna odważnego koloru, a jednocześnie delikatności. Pasowało mi to do Bowiego, a po przeczytaniu – i po obejrzeniu – biografii, mogę też powiedzieć: pasuje mi to również do samej książki.

Bowie - biografia - recenzja

Jeśli przyjrzymy się okładce bliżej, uwagę przyciągnie jeszcze jedna rzecz. Nad tytułem widnieją dwa nazwiska: María Hesse (po otwarciu książki orientuję się, że to ilustratorka) i Fran Ruiz (autor tekstu). Ujęła mnie ta równość pomiędzy twórcami – ilustracje „robią” biografię Bowiego w takim samym stopniu, w jakim czyni to słowo pisane.

Bowiego czyta się trochę jak Małego księcia. Autorzy przedstawiają Bowiego jako tajemniczego przybysza z kosmosu, inspirując się zapewne i wyglądem muzyka, i jego alter ego, Ziggy Stardustem, i tekstami piosenek takimi jak choćby Life on Mars czy Space Oddity i rolą w The Man Who Fell to Earth, gdzie zagrał mieszkańca innej planety. Stąd już łatwo pociągnąć ten wątek i pomieszać fantastykę z realizmem. Nie jest Bowie może obywatelem asteroidy B-612, ale jedno trzeba przyznać: w biografii utrzymano podobny oniryczny klimat, a piękne, barwne ilustracje tylko w tym pomagają. Urzekł mnie fragment wyjaśniający kwestię niecodziennych oczu Bowiego – według biografii jest ona spowodowana wypadkiem z meteorytem w tle, a nie, jak przyjęto, efektem nastoletniej bójki z przyjacielem. I chyba taka wersja bardziej do mnie przemawia – to przecież Bowie.

Bowie - biografia - recenzja

Mały książę czy nie, Bowiego ciężko porównać do standardowej biografii. Przede wszystkim głos autora-badacza zastępuje głos samego Bowiego, a raczej to, jak według autorów mógłby brzmieć, gdyby rzeczywiście chciał opowiedzieć swoją historię. Czyta się to bardziej jak powieść pisaną w pierwszej osobie – dzięki temu tekst nabiera lekkości, której często brakuje biografiom. I choć poruszane w niej tematy do łatwych nie należą (a pojawiają się między innymi coming out artysty, jego zdrady, czy choroba i śmierć brata), treść nie przytłacza. Po części jest to zasługa wizualnej otoczki tekstu, po części – niestety – pewnej powierzchowności i uproszczonego podejścia do tematu, którego autorom nie udało się uniknąć.

Czy warto po Bowiego sięgnąć? Zdecydowanie tak, choćby ze względu na ilustracje i niecodzienne podejście do tematu. Książka może urzekać, ale głodu wiedzy niestety nie zaspokoi – jeśli mamy ochotę na obszerny, szczegółowy wgląd w życie artysty, lepiej poszukać innej książki.

Bowie - biografia - recenzja

Katarzyna Piękoś
Katarzyna Piękoś
Kiedy miała osiem lat, chciała zostać książką. Nie udało się i została anglistką z zamiłowaniem do dobrej literatury. Lubi chodzić po górach i słuchać metalu, ale nigdy jednocześnie. Miała życie, dopóki nie zaczęła uczyć się fińskiego.

Patronujemy

Copernicon 2022 - plakat festiwalu

REKLAMA

Zobacz też:
 


Reklama