Najważniejsze, że Gaiman wie, że mity się opowiadało.
Nie istniały po to, by zostać zapisane na papierze i czytane w myślach, w samotności, albo po prostu zachowane na półce jako relikt kultury, która nie ma znaczenia na co dzień. Nie – mity były wśród ludzi, wpisane w kulturę, i tak długo jak je opowiadano, żyły.
Gaiman dzisiaj ożywia mity, które wylądowały już dawno na zakurzonych półkach i wśród tych plików na czytniku, które się otwiera, ale niekoniecznie kończy. Udaje mu się, choć mitów nie mówi, a pisze – jednak fantastyczny jak zwykle styl przyciąga uwagę. Widać, że Gaiman był świadomy mocy mówionego słowa, a jego opowieści brzmią tak, jakby spisano żywe słowo, zdanie po zdaniu. W przypadku mitów Gaiman zdaje mi się być mniej pisarzem, a bardziej storytellerem. I o ile widoczne jest to doskonale w przypadku słowa pisanego, to jeszcze lepiej słychać to w anglojęzycznym audiobooku: autor sam snuje historie, a robi to z niezwykłym wyczuciem.
Piszę, że autor, i to prawda: Neil Gaiman napisał książkę, więc jest autorem. Opowiedział mity, więc jest storytellerem. Jednak w przypadku Mitologii nordyckiej Gaiman jest też kimś więcej – tłumaczem kultury, którą wielu jego czytelników zna tylko z komiksów i filmów Marvela, o ile w ogóle. Mity w wersji Gaimana to już nie mogą być aliteracyjne pieśni z islandzkiej Eddy starszej; Gaiman pisze prozę zaadaptowaną na bardziej nam współczesny język, taki, który rzeczywiście ożywia kulturę pokrytą nieco kurzem i eksploatowaną często raczej pobieżnie. Na przykład w Dzieciach Lokiego na początku czytamy (słyszymy?): Loki był mężem nadobnym (mówi nam narrator, opowiadacz mitu, i można przypomnieć sobie, jak stara jest ta opowieść) i świetnie o tym wiedział, narrator dopowiada w drugiej części zdania tonem nam współczesnym. Autor przypomina, że mity może i są o bogach – ale są też bardzo ludzkie.
Gaiman zagląda do mitologii nie po raz pierwszy. Kto już wcześniej czytał coś tego autora, ten wie – temat dawnych bogów zdaje się być mu bliski. Ociekające mitologią komiksy (Sandman) czy Amerykańscy bogowie mówią same za siebie. Tym razem jednak to nie mitologiczne inspiracje przenikają do jego utworów, tylko to on sam chwyta starą opowieść i wyciąga z niej coś nowego, łączy przeszłość i teraźniejszość. Mitologia Gaimana pozostaje bliska mitom nordyckim w wersji, w jakiej się zachowały, ale jednocześnie prowadzi opowieści w inne, niezbadane w mitach strony.
Czytelnik, który zna Thora i Lokiego tylko w wersji marvelowskiej może się zdziwić, a i wersja Gaimana może nie przypaść do gustu; jest mniej popkulturowa, o wiele bardziej skomplikowana, wielowymiarowa, bardziej szczegółowa. Ale bez obaw – dla zagubionych na końcu książki znajduje się glosariusz zawierający nordyckie who is who. Świetnie się czyta Mitologię, gdy zna się same mity (te stare, przed-gaimanowskie, nordyckie): widać na pierwszy rzut oka, że Gaiman opowiada na nowo (już nie)znane opowieści i można jak detektyw szukać wprowadzonych przez niego zmian. Gaiman odrzuca niektóre elementy, inne podkreśla, dodaje nowe, i już można myśleć, że tak, tak wyglądałaby mitologia nordycka, gdyby mity opowiadano współcześnie. Odyn z Mitologii chce budować wielki mur, zaś boginie przyjmują bardzo aktywną postawę – bardzo łatwo odczytywać te opowieści w kontekście współczesności, i może właśnie tak trzeba. Kiedyś przecież zadaniem mitów była interpretacja świata.
A jest co interpretować. Mitologia nordycka zawiera opowieści o świecie i bogach od początku do końca, od jego stworzenia do Ragnaröku. Gaiman wielką uwagę zwraca na cykliczność świata, na to, że opowiada niekończącą się opowieść: jeśli ktoś chce wiedzieć, co się stanie po zmierzchu bogów, to mity zawierają na to odpowiedź. A może nawet odpowiedzi – przecież nie zawsze wszystko jest proste.
Na plus:
– niecodzienne snucie na nowo starych opowieści
– urzekający styl
– mnóstwo smaczków dla fanów mitologii nordyckiej
– przepiękne, dopracowane wydanie
Na minus:
– czytelnik nieobeznany z mitologią nordycką może czuć się trochę niepewnie