„Nie czas umierać” – recenzja filmu

Nie czas umierać. Tytuł ten brzmi brzmi dość ironicznie w związku z sytuacją, w której znalazł się film z powodu pandemii koronawirusa. Ciągłe przekładanie premiery nie dało ostatniemu występowi Daniela Craiga w roli agenta Jej Królewskiej Mości odejść zgodnie z planem. Producenci okazali postawę zachowawczą, nie godząc się na żadne kompromisy streamingowe, pragnąć, by widzowie mogli doświadczyć filmu na wielkim ekranie, ryzykując przy tym spadek zainteresowania, a tym samym mniejsze zyski.

Dzięki temu „rozciągnięciu” cykl filmów z Danielem Craigiem skończył piętnaście lat. Tyle właśnie czasu minęło, odkąd seria, która obchodziła coraz mniej osób, zatoczyła koło, doświadczając rebootu na miarę kina akcji XXI wieku spod znaku Jasona Bourne’a. Odłożenie na bok wielu charakterystycznych dla serii elementów, które czyniły ją nieco infantylną, mogło być uznane za decyzję kontrowersyjną. Mimo to wyniki finansowe wyniosły Bonda ponownie na szczyt, a kolejne filmy radziły sobie równie dobrze wbrew jakościowej sinusoidzie. Stopniowo przywracano do nich elementy ze starszych filmów, starając się utrzymać balans między realistycznym kinem akcji, a campowością. Największym novum było jednak to, że filmy te łączyły się mniej lub bardziej w spójną całość, czego we wcześniejszych wcieleniach doświadczaliśmy rzadko. Najważniejszą kwestią Nie czas umierać pozostawało więc to, w jaki sposób wszystkie wątki zostaną zamknięte i jak potoczą się losy Bonda.

Na wstępie widzimy Bonda próbującego ułożyć sobie spokojne życie z dala od służby w MI6. Czuje, że nadszedł już czas, aby skończyć z niebezpiecznymi misjami, jednak wspomnienia i dawni wrogowie nie pozwalają mu na to. Odnalezienie osoby, która odpowiada za ponowne przewrócenie jego życia do góry nogami doprowadzi go do największego wyzwania, jakiego musiał się podjąć. I już na samym wstępie podziwiamy trzymające na krawędzi fotela sceny akcji, która także później długo nie zwalnia tempa. Na tyle, że gdy w końcu to zrobi, twórcy zdają się nieco za bardzo przeciągać fabułę. Fabułę, którą zapowiadano jako bardziej emocjonalne skupienie się na postaci agenta, nieco na przekór dawnemu wizerunkowi, co moim zdaniem nie było niczym nowym, gdyż Daniel Craig tworzył taką postać właściwie od samego początku. Nie znaczy to oczywiście, że Bond stał się miękki, bo aktor wyciska ze swojej roli, ile tylko się da.

Na tym tle reszta postaci wypada poprawnie, choć główny zły o nieco komiksowym imieniu Lyutsifer Safin, grany przez Rami Maleka, wypada nieco błaho. Wyjątkowo cieszy za to występ Any De Armas jako świeżo upieczonej agentki, która jeszcze nie do końca dobrze czuje się w swojej roli i nieco szkoda, że nie poświęcono jej więcej miejsca niż agentce Nomi, która przejęła po Bondzie numer 007. Choć na ich niesnaski patrzy się z uśmiechem. Wszelkie akcenty humorystyczne są tu nakreślone dość delikatnie i padają zwykle z ust Bonda. Podobnie ma się sprawa z niektórymi bondowskimi akcentami, które tradycyjnie wydają się być jakby odhaczane z listy obowiązkowych elementów (jak powszechnie znane zamawianie martini), innym razem są traktowane żartobliwie. 

Bond standardowo zanosi nas w miejsca rozlokowane na całym świecie, dzięki czemu możemy podziwiać wspaniale zaprezentowane ujęcia, jednak szczególnie mocno wyróżnia się sekwencja nakręcona w zamglonym lesie. Realizacja jest tu zresztą ogólnie na doskonałym poziomie, co dobrze budzi emocje, choć zakończenie potrafi być nieco zbyt patetyczne. Być może pomogłoby trochę stonowanie muzyki Hansa Zimmera, która prócz tego dobrze wpasowuje się w cały cykl.

Tym samym cykl rozpoczęty kontrowersyjnym wyborem Craiga został godnie zakończony, a co Bondowi udało się w szczególności, to to, że każda kolejna premiera wzbudzała duże emocje. Jako że nadal nie poznaliśmy kolejnego wcielenia agenta, zastanawiać się można, czy czeka nas kolejny reboot i czy również będą tworzyć fabularnie zwartą całość, czerpiąc z dotychczasowego dziedzictwa. Z pewnością nikogo to nie pozostawi obojętnym, co można uznać za największy triumf Jamesa Bonda.

8/10

Nie czas umierać (2021)

No Time to DieTytuł oryginalny: No Time to Die Scenariusz: Neal Purvis, Robert Wade, Cary Joji Fukunaga Reżyseria: Cary Joji Fukunaga Obsada: Daniel Craig, Ana de Armas, Rami Malek, Léa Seydoux, Lashana Lynch, Ralph Fiennes, Ben Whishaw, Naomie Harris, Christoph Waltz

Patryk Głażewski
Patryk Głażewski
Zafascynowany popkulturą recenzent, a także tłumacz amator. Na boku próbujący różnych projektów, które może kiedyś coś ze sobą przyniosą.

Patronujemy

Copernicon 2022 - plakat festiwalu

REKLAMA

Zobacz też:
 


Reklama