Ślepnąc od świateł teoretycznie było od początku skazane na sukces. Czytając kilka lat temu książkowy oryginał, nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że to doskonały materiał do ekranizacji – świetne tempo (przynajmniej do pewnego momentu), dobrze zarysowani bohaterowie i prosta, ale odpowiednio skonstruowana intryga. Do produkcji udało się zaangażować doborową obsadę (o tym szerzej w drugiej części tekstu), ale przede wszystkim twórcy trafili po prostu na odpowiedni moment na realizację – polskie seriale znajdują się na jakościowej fali wznoszącej, a Ślepnąc od świateł jest tego najlepszym dowodem.
Fabuła obraca się wokół tajemniczej torby wypełnionej pieniędzmi i kokainą, która trafia do Kuby – głównego bohatera, warszawskiego dilera obsługującego stołeczne elity. Pedantycznie uporządkowany system, dzięki któremu Kuba tak dobrze radzi sobie w dość ryzykownym biznesie, zaczyna nagle odsłaniać pierwsze pęknięcia, które bardzo szybko prowadzą do sporych problemów. Przez pewne wydarzenie działalnością bohatera zaczyna interesować się policja, a z drugiej strony w mieście brutalnie rozpycha się Dario – grany przez Jana Frycza gangster, który przez długą odsiadkę nie zauważył, że dzikie lata 90. skończyły się już jakiś czas temu.
Głównego bohatera gra Kamil Nożyński, który nigdy wcześniej nie występował na ekranie jako aktor. Decyzja o obsadzeniu czołowej postaci debiutantem obok takich weteranów jak Robert Więckiewicz, Janusz Chabior czy wspomniany Jan Frycz to z całą pewnością nie przypadek – w końcu Kuba to człowiek-cień, który z racji zawodu nie może za bardzo rzucać się w oczy. Przychylam się tutaj do stwierdzenia, że Nożyński dobrze gra mimiką i wzrokiem, ale musi zdecydowanie popracować nad ekspresją wypowiedzi, bo nawet jeśli ta robotyczna maniera jest intencjonalna, to zbyt często wychodzi po prostu niewiarygodnie. Postać Kuby to zresztą główna różnica pomiędzy książką i serialem – książkowy Kuba pomiędzy jedną a drugą sceną tłumaczył jako narrator swoją wizję świata i żadne wydarzenie nie mogło obyć się bez jego rozbudowanej opinii, tymczasem serialowy Kuba jest bardzo oszczędny w słowach i odzywa się tylko wtedy, kiedy to absolutnie konieczne.
Milczenie głównego bohatera rekompensują świetne postacie drugoplanowe z Janem Fryczem na czele. Jego występ to naprawdę popis umiejętności, co cieszy tym bardziej, że – nie oszukujmy się – poza kilkoma rolami aktor ten fatalnie dobierał filmy i często można było usłyszeć „co on tam w ogóle robi” przy kolejnej głupawej komedii. Wykreowany przez niego Dario to jeden z tych facetów, którzy nie jedzą miodu, tylko żują pszczoły i takie wrażenie ma się w każdej scenie, w której występuje. Wydaje mi się zresztą, że Dario w książce pojawiał się trochę rzadziej niż na ekranie, co tylko wyszło serialowi na dobre. Wtórują mu Więckiewicz jako gangster z gigantycznym nadciśnieniem, Chabior jako dość typowy zakapior, Lubos w roli pazernego policjanta oraz Marta Malikowska jako przyjaciółka Kuby – dla tej ostatniej rola w Ślepnąc od świateł będzie prawdopodobnie trampoliną do poważniejszej kariery. Warto też odnotować bardzo dobry występ Cezarego Pazury.
Ale to, co stanowi o sile serialu, to wizualia. Twórcy wzięli sobie do serca tytuł i to właśnie gra światłem oraz kolorami jest czymś unikalnym w polskiej telewizji – całość ma niesamowicie oniryczny klimat i za to zostanie zapamiętana. Przedstawiona w produkcji Warszawa to miejsce pełne rozrywki i ludzi, którzy spoglądają na świat przez narkotyczne „filtry”, z drugiej jednak strony postawiono na wyobcowanie głównego bohatera, a co za tym idzie, również widza. Nietypowa kolorystyka umożliwia zanurzenie się w tym świecie, pozwala powoli płynąć przez wolniejsze momenty i mocno (razem z dyskotekowym umc-umc) przytłacza wtedy, kiedy trzeba.
Ślepnąc od świateł ma jeszcze jeden wyróżnik, przez który nie jest to produkcja dla każdego. Dialogi pomiędzy bohaterami są często pełne przekleństw (Franz Maurer przy niektórych postaciach mógłby zostać ambasadorem przeciwdziałania wulgaryzacji języka polskiego) i nieco przerysowanego slangu. Trudno o bardziej reprezentatywny przykład kina skierowanego wyłącznie do nowoczesnego widza, ze wszystkimi tego wadami i zaletami. Z tego powodu wielu odbiorców już na samym początku odbije się od serialu.
Można wyliczyć jeszcze kilka wad – mimo naprawdę szybkiego tempa mam wrażenie, że dostaliśmy o jeden odcinek za dużo, czego efektem była na przykład długa i totalnie zbędna teledyskowa scena, która miała chyba symbolizować samotność w wielkim mieście. Podobnie jak w książce, narracja pod sam koniec trochę się rwie, a wzrok mimowolnie ucieka z ekranu. Mimo wszystko Ślepnąc od świateł zdecydowanie można określić udanym eksperymentem i powiewem świeżości w polskim kinie.
Ślepnąc od świateł (2018)
Reżyseria: Krzysztof Skonieczny
Scenariusz: Jakub Żulczyk, Krzysztof Skonieczny
Obsada: Kamil Nożyński, Robert Więckiewicz, Janusz Chabior, Jan Frycz, Marta Malikowska, Cezary Pazura