Jednego nie można temu filmowi odmówić – Amok miał ogromne ambicje, które widać od pierwszej do ostatniej sceny. Nie były one do końca nieuzasadnione – wydarzenia, na których bazuje fabuła są ciekawe same w sobie, dobór aktorów okazał się udany, a za całość odpowiada doświadczona reżyserka. Problem w tym, że Amok jest po prostu poprawny, a zmarnowany potencjał boli zazwyczaj dużo bardziej niż w przypadku zwyczajnie średniego filmu bez większych aspiracji.
Jeśli „Amok” kojarzy się komuś tylko z nazwą przedtreningowej odżywki, kilka słów wyjaśnienia. W 2000 roku zamordowano pewnego wrocławskiego architekta, a sprawca pozostawał nieuchwytny. Trzy lata później na rynek trafiła powieść pod tytułem Amok, w której opisano łudząco podobne zabójstwo. Choć w późniejszym procesie książka nie została uznana jako dowód, to właśnie dzięki niej policja powiązała pisarza Krystiana Balę ze sprawą. Autor, mimo że do końca nie przyznawał się do winy, ostatecznie został skazany na 25 lat więzienia, cena powieści wystrzeliła w kosmos, a media przez długi czas nie pozwalały zapomnieć o kontrowersyjnym wyroku.
Film, choć czerpie garściami z prawdziwej historii, mocno od niej odbiega. Główny wątek to psychologiczne starcie pomiędzy Krystianem i inspektorem Sokolskim, który za wszelką cenę próbuje znaleźć dowody obciążające pisarza. Mateusz Kościukiewicz wykreował cynicznego, żądnego atencji intelektualistę, a Łukasz Simlat policjanta po przejściach, który porażki w życiu osobistym rekompensuje entuzjazmem w pracy. Postacie są wyraziste, ale niestety bardzo typowe – to wszystko już wielokrotnie było. Relacja dwóch stojących po przeciwnych stronach barykady bohaterów, którzy w zamierzeniu mieli wzajemnie siebie rozgrywać, ale i pod pewnymi względami fascynować wypadła dość mało wiarygodnie, a kolejne wydarzenia da się przewidzieć z kilkuminutowym wyprzedzeniem. Na plus wyróżniają się za to postacie drugoplanowe – czasem rozładowują atmosferę, a kiedy trzeba dodają dynamiki.
Często w filmach widzi się odniesienia do filozofii, jednak to stąpanie po bardzo cienkim lodzie, ponieważ łatwo popaść w przesadę i dzieło zwyczajnie „przegłęboczyć”. Przekonaliśmy się o tym chociażby w ostatniej części Pitbulla, gdzie „Cukier” cytujący Schopenhauera przypominał raczej disneyowski, wręcz karykaturalny czarny charakter niż polskiego gangstera. W Amoku filozofii i uniwersalnych pytań jest wiele (co ma swoje uzasadnienie, wszak Krystian Bala studiował właśnie ten kierunek), jednak są one dość nachalne i pretensjonalne – ileż można forsować Nietzschego i koncepcję nadczłowieka przy zabójstwach. Nie zabrakło też kilku ogranych do granic możliwości scen, jak szalony śmiech bohatera. Wszystko to w mrocznej tonacji i częstych zbliżeniach na twarze bohaterów – to drugie to ewidentnie efekt doświadczeń reżyserki z prac nad filmem Janosik: Prawdziwa historia, który obfitował w takie ujęcia.
Mimo to, pierwsza połowa filmu jest całkiem udana – Katarzyna Adamik umiejętnie prowadzi akcję i wprowadzając kolejne postacie nadaje tempo. Później Amok trochę się rozłazi, a poboczny wątek problemów Sokolskiego ze swoją przeszłością wydaje się doklejony na siłę i zwyczajnie zbędny. Pod koniec zazębia się on co prawda z główną intrygą, ale wydaje się to wymuszone.
Amok nie jest złym filmem. To pod każdym względem dzieło zgodne ze schematami sztuki filmowej, tak mocno trzymające się ram, że aż ogołocone z jakiejkolwiek głębi, która przecież miała być największą siłą tej produkcji. Szkoda, że scenarzysta postawił tezę już na samym początku i nie pozwolił widzowi domyślać się rzeczywistego biegu wydarzeń.