Młody policjant odkrywający układ? Raczej historia o przemocy w rodzinie alkoholika, który poza piciem zajmuje się pracą w wydziale kryminalnym. I nie wydaje mi się, żebym zdradzała kluczowy zwrot akcji, bo właściwie od pierwszych scen widać, że coś jest na rzeczy. Mamy do czynienia z pozornie idealną rodziną Lachów: piękna mama (Kinga Preis), dzielny tata (Andrzej Chyra) i trzech synów. Ich rodzinny obiad wygląda na w pełni polski, bio i eko, jest nawet kompot, i tylko chłopakom rzedną miny, kiedy ojciec sięga po piwo.
Prosta historia jest właśnie taka, jak w tytule. To film o czymś, co wszyscy znamy i wiemy, jak się kończy. Nie dziwi. I tu właśnie jest problem. Przy czym Jakubik nie epatuje potrzebą zwiększania świadomości czy odpowiedzialnością społeczną. Po prostu opowiada o tym, jak zaraźliwa jest przemoc i jak bardzo definiuje relacje, chociaż przecież na co dzień słabo ją widać zza czułych gestów i słów. Co najgorsze, prawdopodobnie szczerych.
Jakubik stworzył ze swoją ekipą świetny, bardzo nowoczesny film. To ten sam rytm, co u Sasnalów czy Wojcieszka. Co jakiś czas pomiędzy scenami słychać głośną, elektroniczną muzykę (praca Bartosza Chajdeckiego), a kamera pokazuje ścianę rodzinnego domu Lachów, obrośniętego dzikim winem w pełnej krasie latem lub zszarzałego zimą. Jedno z pierwszych ujęć filmu: połać szarych gałązek i jakiś betonowy prostokąt w górze kadru – to właśnie to. Za zdjęcia odpowiada Witold Płóciennik (pracował już z Chyrą przy Carte blanche), a za montaż Paweł Laskowski, stały współpracownik Smarzowskiego (przynajmniej wiadomo, że to wszystko po znajomości).
Prosta historia została wspaniale zagrana. Co brzmi trochę niezręcznie, gdy mowa o roli Chyry… Gdyby był aktorem metodycznym, musiałby pić pół życia, żeby tak się ruszać, mówić i wyglądać. Bo ma bardzo charakterystyczną, uważną minę kogoś, kto się potyka, ale żona zawsze doprowadza go do stanu elegancji i pełnego autorytetu. Tak jak uprząta samą siebie po kolejnych upadkach ze schodów. Preis jest w tym filmie piękna, krucha, i jak lwica broni każdej spokojnej minuty, chociaż jej bohaterka nie potrafi uciec od patologicznej sytuacji, w której się znajduje. Aktorka tworzy bardzo autentyczny duet z Filipem Pławiakiem grającym głównego bohatera, najstarszego syna Lachów. Z kolei on, na samym początku filmu i na plakacie wygląda jeszcze troszkę, jakby ciągle grał w Czerwonym pająku, ale bardzo szybko sięga po zupełnie inne środki kreując nową, równie wyrazistą postać.
Centralnym pytaniem tego filmu nie jest, być może, kto zabił, ale jakimi typami Dorosłych Dzieci Alkoholika są główny bohater i jego bracia, trzej synowie Lachów. Oraz, czy rodziny policjantów i innych przedstawicieli władzy naprawdę są uprzywilejowane w kraju, w którym istnieje powszechne przyzwolenie na przemoc domową. A korupcja? Układziki? Możliwe, że wszystko ma jedno wytłumaczenie: kto od małego przyzwyczaja się do posłuchu wymuszanego siłą, nie uwierzy nigdy w praworządność opartą na literze prawa, szacunku, czy podobnych abstrakcyjnych wartościach. A może za bardzo generalizuję, może tylko trzeba było jakoś ubrać tę prostą historię, żeby ktokolwiek poszedł na nią do kina? Nie jestem przekonana, ale mogę podyskutować. Na pewno warto sprawdzić samemu. Tylko weźcie na seans ciepły sweter, tam ciągle pada, a słońca jakoś mało…
Na plus:
+ dobrze opowiedziany film
+ świetna robota aktorów
+ daje do myślenia
Na minus
– marznie się w trakcie seansu