„A im cieplej było, tym milej. A im milej, tym bardziej słusznie, bo stopa skarpetą spętana, to stopa pognębiona taka. Zależna. I czepliwość jej z gruntem słaba. Przyleganie z kaflem niemocne.”
Nie wiem, czy to fraza biblijna, leśmianowska, Kubusia Puchatka czy może Jasieńskiego, który „idzie młody, genialny, trzyma ręce w kieszeniach, stawia kroki milowe, zamaszyste jak świat”. Prawdopodobnie wszystkiego po trochu, z wielkim naciskiem na chodzenie, bo „gdyby nie nogi, wszystko byłoby inne” – więc futurysta jest tu na miejscu. Jego duch może przebiegać te wersy, jak Żuń korytarz, kuchnię i pokój.
Ta melancholijnie niebieska książeczka zawiera mini monologi niedużego Żunia (72 cm), który zwiedza życie z mamą i tatą, przemawiającymi doń czasem jak Pytia, a kiedy indziej bardziej wprost i zakazująco. Jego świat to mieszkanie, spacery w wózku, zbieranie porzeczek w ogrodzie dziadków. Wysłuchuje opowieści o gibkim gryzoniu Ryszardzie, który teraz już tylko leży „pod rabatą”, aż w końcu dorabia się Dariusza, „reprezentanta dynastii dżungarskich”. Jak ma szczęście, trafia mu się agrest, drzewiec albo dynia. Gdy wręcz przeciwnie – ospa lub burzyna. A pomiędzy – kran oraz makaron. Jak wiadomo, małe dzieci nie są mądre zbyt praktycznie, dlatego pokazywanie kranu może nie jest fascynujące, ale konieczne. Mama czuwa, żeby Żunio zawsze miał pod ręką „jakiegoś bodźca”, to zasadnicza sprawa. Stara się jak może robić coś dla wspólnej korzyści (np. rosół, jak Masłowska kolorową wodę w Pawiu Królowej) i nie kłaść się na długo na dywanie. Tata funkcjonuje podobnie, aczkolwiek nic nie wiadomo o jego gorszych dniach. Oboje celebrują poranne czarne złoto i pomstują trochę na grzdyla, kiedy nawiedza ich łóżko nocą. Rodzice dużo mówią, tak naprawdę język jest koronnym bodźcem tej rodziny, czego można doświadczyć bardzo przyjemnie czytając Świat.
Jak widać, fraza się udziela, proza Żunia jest bardzo poetycka. To poetyka krótkiej formy, spojrzenia na jeden krzak, trochę rozciągnięte haiku, trochę filozofia zen – o której wspomina wielu recenzentów. Czytanie tej książki to ogromna przyjemność, zwłaszcza, że jest tak sensualna, że pozwala przywołać zapach letniego warzywnika lub nudnej pluchy, czy straszny dotyk rajtuzów. Są w niej też odwołania intertekstualne, do Szekspira („Niewykluczone, że wiatr wiał z innej niż dotychczas strony”), Diuny (Piaskun) i Janerki (sami znajdźcie). Dobrze sobie ją rozłożyć na kilka dni i się ponapawać. Wydana przez Zieloną Sowę w Empiku itp. może leżeć na dziale dziecięcym. I to też jest słuszne. Bardzo dobra rzecz do czytania przez 20 minut, codziennie. Podarujecie grzdylowi mnóstwo pięknych sformułowań, może nawet nową wrażliwość na słowo komunikujące. Przy okazji możecie przedyskutować zagadnienie „bo nie”, również w Świecie poruszane.
Książka została pięknie zilustrowana przez Dominikę Cierplikowską, właścicielkę bloga Śliwka Art. Można w nim znaleźć nie tylko inne dzieła rysowniczki, ale także przepisy na to, jak wykonać samodzielnie wzór w liski, papier pakowy… Krótko mówiąc, bardzo praktyczne do-it-yourself. Autorka fascynuje się kulturą skandynawską, więc te instrukcje przypadną do gustu wszystkim miłośnikom tego stylu. Poza tym tworzy także w innych stylach, w tym realistycznie, zdarza jej się także publikować (przede wszystkim na Facebooku) komiks o Nochalach. Mieszka w Trójmieście i dzięki temu na portalu kulturalnym tej metropolii możecie znaleźć wywiad z nią, jeszcze sprzed publikacji Świata.
Czytanie tych miniaturek pozwala oderwać się od fabuły, szerokiego oglądu i martwienia się wszystkim. Pan Dziecko się na pewno nie przejmuje, tylko zachwyca i ekscytuje, jak Staś z Przygód Stasia i Złej Nogi. Nawiązanie do komiksu Spella nie jest przypadkowe (ani namolne!), poza pisaniem Zakrzewska-Morawek jest mamą dziecka innego niż wszyscy. Nie wiem, czy ma Zły Pieprzyk, jak mama Stasia, ale miała bloga, z którego powstał Świat. A dla zainteresowanych „poza-Światowym”, czyli codziennym, życiem autorki: link do wywiadu.
Na plus:
+ przepiękny język
+ przepiękny i zabawny język!
+ wielka wrażliwość narratora
+ melancholijne i ciepłe ilustracje
Na minus:
– znajdą się troszeńkę przegadane rozdziały (dlatego warto rozłożyć na kilka dni)
Dziękuję autorce i wydawnictwu Zielona Sowa za egzemplarz książki oraz Niespodziegadkom za recenzję Świata, dzięki której dowiedziałam się o jego istnieniu.