Film Gwiezdne wojny: Ostatni Jedi jest bardzo różnie oceniany – choć w serwisie Mediakrytyk aż 92% recenzji ma pozytywny wydźwięk, to wśród fanów uniwersum dominuje raczej negatywna opinia o nowej odsłonie sagi. Adamowi Ostatni Jedi się nie podobał, Jowita była dużo bardziej łaskawa – co więc naszym zdaniem zagrało (i nie zagrało) w tym filmie?
Uwaga – dialog zawiera spoilery, również z pozostałych gwiezdnowojennych filmów.
A.: Jak ogólne wrażenia po filmie? Jak dla mnie miał dobre momenty, ale zbyt wiele mnie w nim irytowało.
J.: Kilka scen bym skróciła i zmieniła wątek miłosny na taki mniej denerwujący. Niektórzy narzekają, że w ogóle jest dodany niepotrzebnie, ale czym by były SW bez wątku miłosnego (nawet kazirodczego :D), jednak scena z Rose i Finnem jest według mnie wymuszona. Jestem niepocieszona, że nikt zwyczajowo nie traci dłoni w środkowym epizodzie. Ogólne wrażenia dobre, bo nie wszystko poszło zgodnie z moimi przewidywaniami, chociaż Snoke chyba za wcześnie zszedł ze sceny, a motyw buntowniczego pilota jest przerysowany.
A.: Snoke jest fatalny jako postać – nie da się chyba wymyślić bardziej typowego głównego złego. Tron, diaboliczny śmiech, megalomania i w konsekwencji porażka przez niedocenienie przeciwnika – ile można. Rose to bohaterka chyba jeszcze bardziej płaska, tylko z drugiej strony spektrum.
J.: Tak, Snoke to archetyp pomarszczonego złego Mistrza, którego uczeń znosi do momentu „O Jedno Upokorzenie Za Daleko”. Rose jako sidekick sidekicka Finna jest znośna, ale za mało wnosi w całość. Ucieszył mnie natomiast fakt, że Maz Kanata nie zginęła podczas zburzenia jej zamku przez Porządek. Może jeszcze się pojawi, co byłoby ciekawe. Nie jest Yodą, ale mądry zielonkawo-brązowy stwór przydaje się jako wsparcie dla głównych bohaterów.
A.: Najwięcej zamętu wprowadza jednak Luke. Jego wątek ma skrajnie różne opinie – moim zdaniem nie jest jakiś fatalny, ale bardzo nie podoba mi się to, co zrobiono w nowej trylogii z zarządzaniem Mocą. Taki syndrom Dragon Balla – kiedy postacie są względnie „niskopoziomowe”, każdy progres wydaje się ogromny i chce się to śledzić, ale później, kiedy ci sami bohaterowie są zdolni do niszczenia całych planet, nasze zainteresowanie zupełnie spada. Piję do tego, że Luke potrzebował długiego treningu, by opanować Moc, a Yoda ledwo dał radę wyciągnąć statek z bagna. Tymczasem progres Rey trochę przekreśla tę logikę opanowania Mocy, wydaje się łamać zasady i wprowadzać niespójność.
J.: Bo wiesz, Rey się okazuje/okaże najspecjalniejszym dzieckiem Mocy w całej sadze! Szczerze mówiąc, Rey mnie w gruncie rzeczy mało obchodzi. To znaczy jasne, w SW główną postacią musi być smutna, osierocona bida z pustynnego zadupia, ale ona nadal nie jest szczególnie ciekawa. Choć nie jestem wielką fanką Drivera, to Kylo zyskał znacznie więcej głębi jako postać, bo już wiemy, dlaczego stał się taki, a nie inny. Nie jest już tylko zbuntowanym dzieciakiem, wzdychającym do legendy dziadka, a wraz z odrzuceniem zewnętrznych atrybutów zyskuje na głębi charakteru. Co prawda to ciekawe, że pokazali jego rozłam jako na tyle głęboki, żeby zabić Snoke’a, niezdolnego jednak do oparcia się żądzy zniszczenia po odrzuceniu przez Rey. Ale Luke akurat mnie całkiem tutaj cieszy, chociaż scenę z Yodą bym wycięła, według mnie zupełnie niepotrzebna. Luke w końcu przestał być ci*ą, that’s something! Do tej pory z całego klanu Skywalkerów to Leia z utratą wszystkich i wszystkiego poradziła sobie bez pokusy ulegnięcia Ciemnej Stronie.
A.: Z Leią wiąże się też jedna z dwóch scen, podczas których chciałem się przejść po kinie z zażenowania – mówię oczywiście o jej kosmicznym locie.
J.: Tak. Najgorsza scena filmu. Strażnicy Galaktyki welcome to. Co prawda rozumiem (chyba), że miała to być próba zmniejszenia jej obecności na ekranie ze względu na śmierć aktorki, ale to i tak pokrętne. Bo ponoć chcieli zostawić kilka scen nagranych z Carrie na 9. epizod, a teraz Disney mówi, że w ogóle jej tam nie będzie. Co z kolei jest dziwne, bo motyw śmierci matki będzie istotny dla Kylo, więc wątpię, żeby mieli to sprowadzić do napisów początkowych albo innego symbolicznego motywu
A.: Drugą sceną był „wjazd” Rose w Finna, kiedy ten chciał zniszczyć działo w finałowej bitwie.
J.: Bardziej logicznym byłoby, gdyby to Poe spróbował szturmu, a Finn go staranował. No ale #wątekmiłosny. Postać admirał Holdo też bardzo działała na nerwy, ale jej manewr był świetny, więc wybaczam jej wcześniejszą amebowość.
A.: Manewr tak, chociaż też trochę wypacza logikę bitew.
J.: Wiesz, Gwiezdne Wojny to nie hard science fiction, roszczące sobie prawa do technicznego realizmu, tylko kosmiczna baśń, której magia nadal działa na widownię kilku pokoleń.
A.: Wracając jeszcze do ogólnych rzeczy, bardzo nie podoba mi się „uśmieszkawianie” filmów na siłę. Slapsticku było za dużo. Ironizowanie i puszczanie oka do widza jest ok, ale też z umiarem.
J.: Fakt, chociaż Ostatni Jedi to przede wszystkim walka, scen humorystycznych jest wyjątkowo dużo. Doceniam przede wszystkim dodanie trochę humoru do postaci Luke’a, co łagodzi motywy mistrza, mędrca, pustelnika i tym podobnych. Do klasycznych comic reliefs w postaci robotów, Chewbaki i różnorakich zwierząt na stałe dołączył też wyjątkowo pyskaty Poe. Momentami może się wydawać, że tych motywów humorystycznych jest aż za dużo, a film staje się autoparodią, zmierzając klimatem do Piątego elementu czy Strażników Galaktyki, na szczęście jednak ilość i jakość scen batalistycznych to równoważy. Ten epizod ma też coś, czego nie było w VII części – porządny pojedynek. Choć scena walki niedoświadczonej Rey z Kylo Renem była efektowna, dopiero w VIII epizodzie mamy walkę na miarę pojedynku Obi Wana i Qui Gona z Darth Maulem z Mrocznego Widma. Starcie jest jedną z rzeczy, dla których warto będzie jeszcze raz obejrzeć film w kinie, choć niektóre dłużyzny i kilka scen wywołujących swoją nieudolnością zażenowanie i zdziwienie każą ten pomysł przemyśleć ponownie. Film ma niepotrzebne sceny (chociaż niektóre, jak te z Carrie Fisher jesteśmy w stanie zrozumieć ze względów niefabularnych), ma swoje minusy. Nie jest jednogłośnie świetny, ale i nie jest skończoną szmirą, zwłaszcza, jak przymknie się zwyczajowo już oko na pewne wady.
A.: Jaką ocenę wystawiłabyś temu filmowi?
J.: 7/10. Albo zaszalejmy, nawet 7,5.
A.: Moja ocena byłaby bliżej 5/10 i to tylko dzięki świetnemu wątkowi Kylo Rena. Paradoksalnie jednak – mimo że Ostatni Jedi to film słabszy niż Przebudzenie mocy, bawiłem się w kinie trochę lepiej. Pewnie dlatego, że jest trochę mniej bezpieczny i przynajmniej generuje jakieś emocje.
J.: Jak dla mnie jest jednak lepszy niż Przebudzenie (tamtego bardzo wyczekiwałam, więc też odebrałam je bardziej emocjonalnie niż racjonalnie), ale znacznie gorszy niż Łotr 1 – tam wszyscy giną i jest cudownie. Drażni też ten trochę dickensowski motyw z chłopaczkiem na końcu.
A.: Scena po napisach, która nie była po napisach.
J.: To już było ciut za dużo, chociaż przecież wszyscy wiemy, że do posługiwania się mocą nie trzeba być royal baby.
A.: Jakieś oczekiwania wobec 9. epizodu? Domyślam się, że będziemy mieli powtórkę walki Rey i Kylo, tylko w innych okolicznościach.
J.: Film przynosi odpowiedzi na kilka pytań, które pojawiły się po Przebudzeniu Mocy, jednak na rozwiązanie kolejnych niewiadomych pozostaje czekać do wieńczącego trzecią trylogię dziewiątego epizodu lub książek uzupełniających nowy kanon. Finał Ostatniego Jedi może wskazywać na to, że kolejny epizod znajdzie się fabularnie 10-15 lat po bieżących wydarzeniach, nie mogąc już jednak sugerować się fabułami z Expanded Universe. Jestem ciekawa rozwiązania kwestii śmierci Lei. Biorąc pod uwagę to łopatologiczne zagranie z dziećmi, spodziewam się właśnie fabuły za ok. 10 lat, coby Rebelia odzyskała trochę sił i pojawili się nowi młodzi buntownicy. Powtórka z walki pewnie będzie, nie zdziwiłoby mnie przejście Rey na ciemną stronę. Niezależnie od tego, czy Grey Jedi są teraz legendarni czy kanoniczni, to mogłaby być wspólna przyszłość dla Kylo i Rey. Jeszcze jedno – choć do tej pory w sadze przewijały się różne wątki polityczne i społeczne, ten film jest akurat mocno antykapitalistyczny, pokazując od innej strony, jak wyniszczający jest dla maluczkich nieustający wyścig zbrojeń. Kto wie, może to właśnie przebrzydli kosmiczni kapitaliści będą ostatecznym bossem w IX epizodzie.
Rozmawiali Jowita Kessler i Adam Kubaszewski.