Christopher Nolan dzięki trylogii Mrocznego Rycerza zdołał ugruntować sobie w Hollywood pozycję człowieka, który może pozwolić sobie na wszystko, nie bojąc się przy tym płynąć pod prąd głównego nurtu kina rozrywkowego czy samej techniki filmowej. Czy to stawianiem efektów praktycznych nad komputerowymi, użyciem klasycznej taśmy filmowej, czy niestosowaniem konwersji 3D, gdy była na to moda. Również w swoich fabułach, choć często korzysta ze sprawdzonych schematów, wprowadza elementy, które nadają całości oryginalności.
Przez lata jego styl stał się na tyle charakterystyczny, że już po Incepcji, której seans 10 lat temu wspominam jako jeden z najlepszych w życiu, zarzucano mu zbyt duże zagmatwanie na zasadzie „niezrozumiałe, czyli genialne”. Styl ten był stosowany w kolejnych dziełach, a te stawały się coraz bardziej rozbuchane w porównaniu do skromniejszych początków. Tenet z kolei zapowiadał się jako największe jak dotąd widowisko, które przystopowała tegoroczna pandemia.
O ile na film, zapowiadany jako thriller szpiegowski, nie miałem dużego parcia, intrygował mnie zaprezentowany w zwiastunach pomysł z zabawą czasem polegający na cofaniu się obiektów, gdy wszystko inne pędzi naprzód. Po dynamicznym otwarciu głównemu bohaterowi, agentowi CIA, dość szybko zostaje przedstawione nowe ultratajne zadanie polegające na wykryciu, kto handluje niezwykłym rodzajem nabojów charakteryzującym się odwróconą entropią. Kto nie zna tego terminu, niech nie psuje sobie niespodzianki, gdyż wszystko zostanie nam dokładniej wyjaśnione i, co najważniejsze, ukazane w pełnej krasie.
Nolan ponownie nie tworzy tu oryginalnej fabuły, za to interesująca jest koncepcja podróży w czasie, która ją buduje. Sama intryga wydaje się być przedstawiona niemal za szybko, a kolejne minuty lecą nam na rozmowach bohaterów, tłumaczeniu zasad i ustalaniu kolejnych kroków. W tym wszystkim brak jednak poczucia zżycia się z bohaterami, szczególnie z protagonistą granym przez Johna Davida Washingtona… o którym nie wiemy kompletnie nic, nie znamy nawet jego imienia, a po którego działaniach możemy jedynie wywnioskować, że jest on człowiekiem gotowym do poświęceń i zna się na swojej robocie.
Również pozostałe postacie, na czele z partnerującym mu Robertem Pattinsonem, zdają się być jednymi z gorzej nakreślonych postaci w karierze reżysera. Co kłóci się z aż nazbyt skomplikowaną akcją, ponownie korzystającą z trudnych naukowych terminów w wielkim skrócie i zagmatwania, które prawdopodobnie trzeba będzie obejrzeć kilka razy, by zrozumieć w pełni. Osoby analizujące będą miały masę materiału do zabawy, krytycy zaś kolejny obiekt szydery, gdyż wszystko jest zamknięte w ramach klasycznej historii szpiegowskiej z nieco przerysowaną i złą do szpiku kości postacią antagonisty, Andrei Satora (Kenneth Branagh). I może jestem za głupi, ale próba zrozumienia, co się dokładniej dzieje i łączenia faktów powodowały u mnie nieznośny ból głowy, który odbierał mi przyjemność z seansu.
Nie zawodzi za to rozmach historii. Poszczególne działania bohaterów rzucają ich po całym świecie, aż ci w końcu trafią na trop antagonisty. Później zaczynają się dziać coraz dziwniejsze rzeczy i serwuje się nam doskonale zgrane w czasie sceny o dużym natężeniu dźwięków otoczenia. Efekt cofania taśmy znany jest od początku kina, zawsze cieszy oko – tu jednak został użyty na niespotykaną dotąd skalę. I naprawdę chciałbym wiedzieć, jak zostało to poczynione, szczególnie że reżyser chwali się, że mniej jest tu efektów CGI niż w przeciętnej komedii romantycznej (!), a wiele scen to zasługa doskonałej kaskaderki.
Oprawa muzyczna autorstwa Ludwiga Göranssona mocno przypomina kompozycje Hansa Zimmera, który dotychczas współpracował z Nolanem. Jest w niej kilka ciekawych brzmień, a i z pewnością będzie sporo zabawy z puszczaniem niektórych kawałków od tyłu. Strona wizualna jest dokładnie taka sama, jak ta, do której Nolan przyzwyczaił nas dotychczas, co z pewnością zadowoli bywalców IMAX-u.
Tenet – podsumowanie
Mimo wszystko Tenet nie porwał mnie jak pozostałe filmy Christophera Nolana, którego wciąż niezwykle sobie cenię jako twórcę. Jego najnowsze dzieło nieco mnie wymęczyło, lecz być może przy kolejnych seansach docenię i zrozumiem je bardziej. W końcu każdy odtwarzacz ma funkcję cofania czasu. Niemniej najwyższe doznania zapewni tylko seans kinowy, w sam raz po wirusowej przerwie.
Tenet (2020)
Scenariusz: Christopher Nolan
Reżyseria: Christopher Nolan
Obsada: John David Washington, Robert Pattinson, Elizabeth Debicki, Michael Caine, Dimple Kapadia