Powiedzmy sobie jasno – nie tego się spodziewałam. Nie jestem zagorzałą fanką tej postaci, ale zarówno kreacje Heatha Ledgera, jak i Jacka Nicolsona pozostawiły po sobie pewne wrażenie, jaki Joker powinien – czy mógłby – być. Ten Joker taki nie jest.
Jokerowi Philipsa bliżej do klimatów rodem z filmów Martina Scorsese niż kina superbohaterskiego, no i może to dobrze: w Gotham City chyba nic nie jest super, a i bohaterów brakuje. Klimat naszpikowany jest smaczkami z lat 80., zaczynając już od otwierającego film starego logo Warner Bros. Nie ma tu jednak miejsca na nostalgię – jest brudne, zaszczurzone miasto, naturalistyczne i nieupiększone, bez typowo komiksowych barw. Wiadomo, że to Gotham – ale wiadomo też, że Joker to film z aspiracjami. Gotham może być miastem, w którym mieszka każdy z nas.
A w mieście tym Arthur Fleck, mężczyzna z zaburzeniami psychicznymi, cierpiący na niekontrolowane wybuchy śmiechu, usilnie próbuje zostać komikiem. Gdy opowiada żarty, nikomu jednak nie jest do śmiechu, a on sam w życiu nie ma powodów do radości – mieszka w zapuszczonym mieszkaniu razem z umierającą matką, w swojej chorobie nie dostaje pomocy, której potrzebuje, a na dodatek wyrzucają go z pracy.
Joaquin Phoenix „robi” cały film – od jego niekontrolowanego śmiechu, przez wytrącające z równowagi spojrzenie, po niezwykły taniec. Cała jego postać mówi, że mamy czuć się niekomfortowo – i dokładnie tak jest.
Phillips stosuje zabieg, który może nie jest niczym nowatorskim, ale – gdy się go nie przegada – całkiem dobrze działa. Dostajemy tu origin story tego złego – tak po ludzku, bez eksplozji, czasem groteskowo, raczej gorzko i wcale nie słodko. Zło w opowieści zawsze dobrze się sprzedaje, a już najlepiej, kiedy jest obce, tajemnicze i zdehumanizowane. Phillips konfrontuje widza z jego własnymi oczekiwaniami.
Zamiast znanego nam nihilistycznego Jokera, zmusza do ujrzenia w antybohaterze przede wszystkim nieszczęśliwego, chorego człowieka, ofiarę cynicznego świata. Podaje na tacy kontekst społeczno-ekonomiczny, i nagle postać, chociaż wciąż tragikomicznie karykaturalna, przeradza się w kogoś, kogo można do pewnego stopnia zrozumieć.
Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że Joker aspirował do fabuły uniwersalnej, i może to dobra droga dla kina superbohaterskiego, którym już parę Marveli temu można się było przesycić. Oto mamy skrzywdzonego przez los protagonistę, który na naszych oczach przeradza się w symbol społecznego zrywu.
Postać Arthura-Jokera, tak jak i cała historia, jest wielowymiarowa i pozbawiona popkulturowej płaskości, przez co film wychodzi poza ramy typowo „komiksowego” kina. Historia traci jednak na subtelności – z kina wychodzi się z wrażeniem, że o Jokerze wiadomo już wszystko. Pytanie tylko – co dalej?
Joker (2019)
Reżyseria: Todd Phillips
Scenariusz: Todd Philips, Scott Silver
Obsada: Joaquin Phoenix, Robert De Niro, Zazie Beetz, Brett Cullen, Bill Camp, Frances Conroy