Charlie Kaufman swego czasu był najsłynniejszym hollywoodzkim scenarzystą. Jego teksty były komediowo-intelektualnymi opowieściami o przegranych ludziach, którzy często mimo wysokiej inteligencji czy talentu nie potrafią dostosować się do rzeczywistości czy zbudować związków. W historiach tych grali znani aktorzy, odbiór krytyki był bardzo dobry, a i potrafiły na siebie zarobić, co skończyło się chociażby Oskarem za scenariusz Zakochanego bez pamięci. Od jakiegoś czasu Kaufman sam zmaga się z reżyserią, co wciąż kończy się pozytywnym odbiorem, a jednocześnie filmy te stały się bardziej niszowe i skromniejsze.
Choć z reguły historie powstawały pierwotnie w jego głowie, Może pora z tym skończyć jest adaptacją thrillera Iana Reida, z którym nie miałem do czynienia (dość powiedzieć, że ostatnim razem, gdy Kaufman zmagał się z adaptacją literacką, powstał film o… Kaufmanie zmagającym się z adaptacją literacką pt. Adaptacja). Szkielet fabularny jest dość prosty. Główna bohaterka zmierza ze swoim chłopakiem na wieś w celu odwiedzenia jego rodziców. Obydwoje to intelektualiści, którzy niby tworzą szczęśliwy związek, dobrze się dogadują, a jednak ona czuje w kościach, że „może pora z tym skończyć”, choć sama nie wie, czy nie będzie później tego żałować. Dodatkowo nie mówi, co ściślej ma na myśli.
Warto wspomnieć też o zdjęciach autorstwa Łukasza Żala, który po nominacjach do Oskara za Idę i Zimną wojnę stał się znany w filmowym światku. W Może pora z tym skończyć stosuje podobne proporcje obrazu, które pozwalają nam skupić się w pełni na postaciach i odczuć pewną niezręczną ciasnotę pomieszczeń. Pięknie operuje on również kolorystyką, a kadrowanie ponownie wykorzystuje puste przestrzenie, choć w mniejszym stopniu niż we wspomnianych wcześniej produkcjach.
Jak często u Kaufmana, mamy tu motywy zagłębiania się w zepsutą psychikę bohaterów, którzy być może sami sobie tworzą problemy. Nie brakuje też pewnej dozy komediowości. Tak niezręcznej rozmowy przy kolacji nie było w filmach od dawna. Reżyser nie byłby sobą, gdyby nie wrzucił tu pokręconej, surrealistycznej narracji, gdzie nic nie jest takie, jakim się wydaje. Bo nagle zmieniają się fakty z życia bohaterów, otoczenie, a nawet czas. A my sami nie wiemy, czy bohaterka zdaje sobie z tego sprawę, czy tylko bierze udział w wydarzeniach. I co mają z tym wspólnego przerywniki w postaci rutynowych czynności pewnego woźnego?
Czas ukazany w filmie wzbudza nieco skojarzeń z Sanatorium pod klepsydrą, nie brakuje tu też narracji rodem ze snu z lekkimi elementami grozy (skąd biorą się może nieco na wyrost porównania do filmów Davida Lyncha). Jednak relacjami międzyludzkimi film stoi, a kolejne intelektualne rozmowy na temat ludzkiego postrzegania czy wytworów kultury stają się plątaniną na przeróżne tematy niczym potoki myślowe.
Niejednoznaczności i niedopowiedzeń jest tu bardzo dużo, a pozostawionych tropów sporo. Inny reżyser mógłby dać tu bardziej czytelne zakończenie, Kaufman jednak posługuje się całym szeregiem inteligentnych metafor i symboli, które dla wielu mogą być niezrozumiałe lub zbyt trudne. Przyda się tu również wiedza na temat musicali. Ogólne wnioski wciąż są jednak gorzkie.
A może pora z tym skończyć (2020)
Scenariusz: Charlie Kaufman
Reżyseria: Charlie Kaufman
Obsada: Jessie Buckley, Jesse Plemons, Toni Collette, David Thewlis, Colby Minifie