Dwoje ludzi, jeden dom. Recenzja książki To się zdarzyło tutaj

Lubię, kiedy tytuł nieoczekiwanie pojawia się w powieści; zawsze wydaje mi się, że to ważny moment, że właśnie teraz wszystko nabiera szczególnego znaczenia, że to jest właśnie ta scena-klucz i że powieść ujawni przede mną przynajmniej jedną ze swoich tajemnic.

W powieści Raiji Siekkinen bohaterowie wypowiadają tytułowe zdanie kilka razy. Przyznaję – początkowo nie mówi mi ono zbyt wiele. Zanim zaczynam czytać, zastanawiam się co mnie czeka. Tytuł jest zagadkowy – co się wydarzyło? Gdzie? Czego mogę się spodziewać – wielkiej zbrodni, kryminalnej zagadki, a może podróży do przeszłości, do czyichś wspomnień? A jeśli tak, to czyich?

Trzeba przyznać jedno – To się zdarzyło tutaj nie jest jedną z tych powieści, które łatwo udzielają odpowiedzi. A niby wszystko jest takie proste: mamy codzienne życie dwojga bohaterów – kobiety i mężczyzny. Oboje po przejściach. Jest też trzecia postać, kot. O kotach nigdy nie można zapominać, a zwłaszcza o tym. To kot-bohater, kluczowy dla fabuły.

Przede wszystkim jednak w powieści występuje dom, który ukazuje się oczom czytelnika stopniowo: prowadzą do niego opisane z fotograficznymi szczegółami ślady na śniegu. Wystarczy tylko pójść ich tropem i odkryć przestrzeń, która okazuje się czymś więcej, niż tylko budynkiem. Tajemnicza siła tej budowli sprawia, że wprowadza się do niej kobieta; później przychodzi kot. Mężczyzna – agent nieruchomości – nie potrafi zapomnieć o fascynującym domu, wciąż do niego powraca, obserwując go niepewnie z ukrycia. Budynek budzi wspomnienia obojga bohaterów i odkrywa je kawałek po kawałku, powoli. Dzięki temu, jak na powieść, w której nie ma wartkiej akcji, To się zdarzyło tutaj otrzymuje smaczek suspensu – wciąż nie wiadomo czym jest tytułowe „to”, a skupienie narracji na przeżyciach bohaterów sprawia, że bardzo chce się owo „to” odkryć.

Dom poznajemy dzięki plastycznym, przekonującym oraz w pełni angażującym wyobraźnię opisom. Staranna narracja prowadzi czytelnika przez świat powieści z niemal filmową ekspresyjnością. Widzimy kadry – dom z daleka, a także z bliska, detale wystroju kuchni, światło padające przez okna. Obserwujemy upływający czas: dom w śnieżnej bieli, wiosną, w czerwcu. Skupienie narracji na opisach zupełnie nie nuży – wręcz przeciwnie, od stylu autorki bije niezwykła, sugestywna intensywność, dzięki której od opisów trudno się oderwać. Łatwo wniknąć w prywatne życie bohaterów dzień po dniu, myśl po myśli, aż zdają się być na wyciągnięcie ręki, choć nie znamy nawet ich imion (ale czy to imiona są najważniejsze?). Nie przeszkadza też to, że postaci jest niewiele, a akcja toczy się na odludziu w Finlandii, bliżej natury niż cywilizacji, gdzie łatwo o wyobcowanie – takie z przymusu lub takie z wyboru.

Wyraźnie widać, że „to” się zdarzyło w Finlandii. Fińskość łatwo wyłapać: choćby ten wiejski domek, obowiązkowa sauna czy obrazowe opisy nieprzejednanej przyrody – surowej, bezwzględnej, ale wciąż bliskiej. Siekkinen łączy jednak obrazy nordyckie z uniwersalnymi i może dlatego w powieści nie występują imiona czy nazwiska – po to, by każdy odnalazł w dwójce bohaterów cząstkę siebie i żeby historia dwóch samotnych ludzi mogła wydarzyć się wszędzie, w każdym domu. Nie tylko w Finlandii. Tematyka rzeczywiście dotyka czegoś, co zdarza się niezależnie od miejsca: śmierci, pamięci, przemijania, samotności (która, jak pokazują badania, często dotyka Finów).

Uczucie samotności doskwierało samej autorce, doświadczonej nieszczęściami w życiu osobistym – w bardzo krótkim czasie straciła męża i ojca, na kilka lat przed wydaniem To się zdarzyło tutaj w 1999 roku. Jej proza subtelnie, ale precyzyjnie nakreśla uczucia, których często nawet nie umiemy nazwać – ale czy musimy umieć, skoro mamy od tego literaturę, taką jak ta?

Powieść nie jest długa – widać, że Raija Siekkinen czuła się komfortowo pisząc krótkie formy (była autorką kilku powieści, ale przede wszystkim opowiadań, a także książek dla dzieci). I dobrze – tym wyraźniej widać talent pisarki, która w niewielkiej literackiej przestrzeni umiała zawrzeć, bez przegadania, mnóstwo znaczeń. Na szczęście jednak w taki sposób, że powieść nie przytłacza.

Szkoda tylko, że Raija Siekkinen dotychczas pozostaje w Polsce nieznana – To się zdarzyło tutaj opublikowano w Polsce po raz pierwszy kilkanaście dni temu, w tłumaczeniu Katarzyny Aniszewskiej. Nareszcie możemy poznać fińską prozę, która niekoniecznie zostaje łatwo zauważalna; na fali popularności skandynawskich kryminałów łatwo przeoczyć powieść, która mówi do nas ciszej.

Plusy:

  • przejrzysty, precyzyjny styl
  • historia prosta tylko na „pierwszy rzut oka”
  • przebłyski kultury fińskiej na tle uniwersalnej historii

Minusy:

  • chce się więcej, a nie ma! Dostęp do pozostałej twórczości autorki może być utrudniony (pozostaje czekać na kolejne tłumaczenia, uczyć się fińskiego, albo zajrzeć na przykład tutaj, żeby przeczytać opowiadanie Raiji Siekkinen w przekładzie angielskim)

Dziękuję Oficynie Wolny Tor za egzemplarz książki.

 

Katarzyna Piękoś
Katarzyna Piękoś
Kiedy miała osiem lat, chciała zostać książką. Nie udało się i została anglistką z zamiłowaniem do dobrej literatury. Lubi chodzić po górach i słuchać metalu, ale nigdy jednocześnie. Miała życie, dopóki nie zaczęła uczyć się fińskiego.

Patronujemy

Copernicon 2022 - plakat festiwalu

REKLAMA

Zobacz też:
 


Reklama