17 stycznia zobaczymy w kinach trzecią odsłonę Psów opatrzoną podtytułem W imię zasad. Na dobre trafiła więc do nas hollywoodzka moda na realizację kolejnych odsłon serii, których popularność przeminęła kilkanaście albo nawet kilkadziesiąt lat temu.
Kogel-mogel 3 pomimo druzgocących ocen (zaledwie 6% pozytywnych recenzji w serwisie Mediakrytyk) okazał się frekwencyjnym sukcesem. Prawie dekadę wcześniej nieco gorzej, ale wciąż nieźle (166 tysięcy widzów w weekend otwarcia, a łącznie dobrze ponad milion) poradził sobie Och Karol 2 – komediopodobny twór będący remake’iem filmu z połowy lat 80. To oczywiście tylko wierzchołek góry lodowej, chociaż inne próby, takie jak Ryś czy Sztos 2 raczej nie osiągały dobrych wyników, nie mówiąc już o spektakularnej porażce kontynuacji serialu Alternatywy 4.
Psy lepiej jednak porównać do marki, z którą zresztą ostatnio miał do czynienia sam Władysław Pasikowski – Pitbull. Serial i towarzyszący mu film kinowy ujmowały świeżością, mimo że z ekranu epatowały raczej czymś dokładnie odwrotnym – szarością, stęchlizną, brudem. Okazało się to strzałem w dziesiątkę – zarówno artystycznym, jak i komercyjnym.
Wydane po latach produkcje z oryginalnym serialem miały wspólny w zasadzie jedynie tytuł, chociaż Patryk Vega starał się zachować pozory spójności przez zaangażowanie części aktorów znanych z pierwowzoru. Ostatecznie Nowe porządki i Kobiety mafii to prostackie kino sensacyjne, które nawet nie próbowało aspirować do miana czegoś więcej, pomimo intensywnej kampanii promującej sequele jako realistyczne, oparte na faktach filmy „mówiące jak jest”.
Misji zszycia dwóch wykluczających się wizji Vegi i zamknięcia rozpoczętej historii podjął się właśnie Pasikowski – jak pisałem w recenzji, ten starał się jak mógł, ale zadanie było zwyczajnie karkołomne. Nawet pomijając diametralną zmianę kierunku późniejszego autora Botoksu, Pitbull to po prostu dziecko swoich czasów. Produkt, który na stałe wpisał się w pierwszą dekadę XXI wieku i wiele wniósł do polskiego kina, ale jest nierozerwalnie związany z epoką, w której powstawał i nie byłby w stanie poradzić sobie w innej.
Pomiędzy zakończeniem serialu a premierą filmu Pitbull. Nowe porządki minęło tylko 8 lat. Psy mają do nadrobienia ćwierć wieku, a to oznacza kilka lub nawet kilkanaście epok. Film Psy 3. W imię zasad nie zejdzie poniżej pewnego poziomu, ale nie ulega wątpliwości, że powrót Franza Maurera nie jest specjalnie potrzebny i raczej nikt nie czeka na niego z wypiekami na twarzy. To twór wczesnych lat 90., a ja kompletnie nie widzę współczesnej wersji tej historii – zbyt wiele zmieniło się w zarówno w kinie, jak i w samej Polsce, by połączyć ducha Psów z nowymi czasami.
Okołogangsterska nostalgia polskich filmowców ma jeszcze drugą odnogę – Michał Milowicz z Kacprem Anuszewskim rozpoczęli już zdjęcia do Futra z misia, czyli komedii nawiązującej do niezwykle popularnych na przełomie wieków produkcji takich jak Chłopaki nie płaczą czy Poranek kojota. Autorem scenariusza jest zresztą reżyser wspomnianych filmów, czyli Olaf Lubaszenko.
Szanse na powodzenie projektu wydają się jednak jeszcze bardziej iluzoryczne niż w przypadku Psów – złota era polskich komedii kryminalnych to specyficzny i trochę mitologizowany okres, do którego co jakiś czas próbuje się nawiązywać, ale nikomu się za bardzo nie udało. Zwyczajnie skończyła się pewna epoka. Popularność filmów Lubaszenki wynikała raczej z tego, że pomagały sobie radzić z ówczesnymi brutalnymi czasami, wyśmiewając znacznie liczniejsze niż dziś mafijno-dresiarskie środowiska.
Nie ma nic złego w odświeżaniu czegoś, co już raz się sprawdziło. Współczesna popkultura robi to zresztą z uporem maniaka. Za sprawą Stranger Things, Thor: Ragnarok czy wielu innych produkcji wytwórnie nachalnie wyciskają wszystkie soki ze stylistyki lat 80., co w naturalny sposób prowadzi do ogromnego przesytu. Nostalgia się opłaca, z czego najwyraźniej polski rynek coraz lepiej zdaje sobie sprawę. Na kontynuację lub remake w kolejce ustawiają się kolejne marki – prędzej czy później zobaczymy więc ponownie sędziego Lagunę czy taksówkarza Kilera. A może nawet Olgierda Halskiego?