Internet to świat pełen cudów. Przez nagromadzenie wielkiej ilości informacji w miejscu, do którego dostęp uzyskujemy jednym kliknięciem, trudno ocenić, co ma szansę na zdobycie uwagi internautów. Wśród setek copypast publikowanych imiennie czy też anonimowo na polskim podwórku, największą popularność zdobyła ta o ojcu-wędkarzu. Mało tego, ze względu na dość prostą strukturę pasty, mogła ona być zgrabnie modyfikowana również przez innych „pisarzy”, przez co szybko powstawały wersje o fanatyku bitcoinów, skoków narciarskich czy zasilaczy. Naśladowców były setki, ale musiało minąć kilka lat, zanim pojawiła się osoba, która wprowadziła inspirację fanatykiem wędkarstwa na nowy poziom.
Michał Tylka, autor scenariusza inspirowanego copypastą, zrobił to na tyle dobrze, że otrzymał nagrodę w postaci dofinansowania na produkcję własnego filmu, jak i dostęp do potrzebnego sprzętu. Taka nobilitacja podbiła ambicje świeżo upieczonego reżysera i prędko okazało się, że zrealizowanie filmu na zadowalającym poziomie będzie wymagać zdecydowanie większych funduszy. Kampania crowdfundingowa pozwoliła zebrać kwotę wystarczającą na pokrycie kosztów produkcji i gaże dla aktorów, wśród których znalazły się nazwiska znane również niedzielnym miłośnikom polskiego kina. Piotr Cyrwus, Marian Dziędziel czy Dariusz Kowalski, jako aktorzy cieszący się wyjątkową popularnością w internetowych kręgach, idealnie wpasowują się w opowieść z forów dyskusyjnych.
Oszczędne materiały promocyjne sukcesywnie nakreślały nastrój panujący w Fanatyku. Oryginalną pastę można przeczytać w dosłownie kilka minut, film trwa nieco ponad pół godziny (o długości produkcji wspomnę jeszcze później). Oczywistym było to, że rozbudowanie oryginalnej historii będzie niezbędne. Aby to zrobić, Michał Tylka dokonał niemożliwego – skontaktował się z twórcą pierwotnego opowiadania, kryjącym się w internecie pod nickiem Malcolm XD. W przypadku copypast kwestia respektowania własności intelektualnej wygląda różnie, więc Michałowi należy się szacunek za skonsultowanie z twórcą wielu odważnych decyzji przed wprowadzeniem ich do ostatecznej wersji scenariusza. W końcu udało się uzyskać zadowalający kompromis między „śmieszkowością” oryginalnego opowiadania Malcolma a ambicją reżysera i opowiedzieć historię o destruktywnym wpływie pasji jednego człowieka na całe jego otoczenie.
Oryginalna pasta nie była niczym innym jak strumieniem świadomości anonimowego internauty, wyśmiewającego hobby swojego rodziciela. Brakowało w niej porządku i struktury typowej dla ogólnie przyjętego standardu narracji, toteż wprowadzono klamrę kompozycyjną w postaci wizyty Kuby Gałeckiego – Anona na sesji terapeutycznej. Jego historia jest retrospekcją sięgającą do ostatniego wigilijnego wieczoru, jak i wielu innych kluczowych wydarzeń z życia Kuby i jego ojca, Andrzeja. W opowieści Anona przewija się kilka barwnych postaci. Jest jego brat – zupełne przeciwieństwo nieśmiałego Kuby, przesiadującego dniami i nocami przy komputerze. Matka wzdychająca jedynie na kolejne dziwactwa męża i starająca się utrzymać rodzinę w kupie. I wreszcie cały światek wędkarski, czyli koledzy Andrzeja, a także jego arcywrogowie w postaci Polskiego Związku Wędkarzy (twórcy kilkoma literami uniknęli ewentualnych nieprzyjemności ze strony prawdziwego PZW) wraz z prezesem Adamem, stojącym na jego czele.
Gdy już rozsiedliśmy się ze znajomymi w sylwestrowy wieczór z zamiarem obejrzenia Fanatyka, pierwszym zaskoczeniem była długość całego obrazu. Z pewnością nie oczekiwałem po twórcach, że krótką internetową historyjkę rozciągną na 2-godzinną epopeję, jednak liczyłem na przynajmniej 70 minut rozrywki. Na całe szczęście trzydzieści minut wystarczyło na to, by Fanatyk zachwycił. Film zawiera wszystkie najważniejsze wątki z oryginału, a przy tym rozbudowuje je na tyle, by widz nie poczuł się zagubiony w chaotycznych wspomnieniach Anona.
Wiele krytyki spadło na nastrój filmu i postać samego Kuby. Malkontentom nie podoba się przygnębiające życie chłopaka, który najmocniej odczuwa brak ojca w dzieciństwie, gdy jego „prezent urodzinowy” był jedynie pretekstem do kolejnego wypadu na ryby. Tak już jest w naszym kraju, że to pesymistyczne filmy wychodzą nam najlepiej i nawet młodzi reżyserowie chcący zrobić coś lepszego niż kolejną komedię z białym plakatem i Karolakiem w obsadzie obierają właśnie taki kierunek. Ale jak wspomniałem wcześniej, Michał Tylka wiedział, gdzie zachować umiar i Fanatyk, w porównaniu do takiego Wesela czy Cichej Nocy, jest w gruncie rzeczy umiarkowanie gorzkim spojrzeniem na polską rzeczywistość, i to mimo bardzo mocnego punktu kulminacyjnego.
Tak kończy się jedna opowieść i zaczyna kolejna. Trzymam kciuki za Michała i resztę ekipy, by nie zmarnowali rozgłosu, jaki zafundował im ich debiut. Liczę też, że na ich sukcesie zyska również polski przemysł filmowy. Być może dzięki Fanatykowi wzrośnie w Polsce zainteresowanie rodzimym kinem niezależnym, zaś osoby fascynujące się tworzeniem filmów w końcu znajdą motywację do nakręcenia swojego dzieła. Dowodem niech będzie chociażby fakt, że na YouTube pojawiła się ekranizacja innej internetowej pasty, która, jak pokazuje jej średnia ocen, została pozytywnie przyjęta przez internetową publiczność. A biorąc pod uwagę to, jak wybredni potrafią być anonimowi widzowie, jest to niemałe osiągnięcie. Jednak zobaczyliśmy ucho od śledzia.