Zaczęło się od powieści, która przeszła bez echa. Tony and Susan, późny utwór amerykańskiego profesora literatury, Austina Wright, ma prosty, spokojny, niemal szkolny tytuł – tak można byłoby podpisać dziecięcy rysunek. Nie wzbudza to większych emocji. I tak o powieści zapomniano na kilkanaście lat, aż do 2010 roku, kiedy opublikowano ją w Wielkiej Brytanii i nagle okazało się, że za tym niewyszukanym tytułem kryje się niezwykle emocjonująca, intensywna historia. Nic dziwnego, że Tom Ford zrobił z niej film.
Przetłumaczenie powieści na język kina w tym wypadku wiąże się także ze zmianą tytułu. To już nie Tony and Susan, ale Nocturnal Animals. Polski tytuł, przetłumaczony całkiem wiernie jako Zwierzęta nocy, wydaje mi się jednak nieco pozbawiony wieloznaczności, którą słychać w słowie nocturnal – oznacza ono nie tylko, że coś się dzieje w nocy lub jej dotyczy, ale też nasuwa skojarzenie z nokturnem, lirycznym, ale posępnym utworem muzycznym inspirowanym nocą.
Niejednoznaczność dobrze wpisuje się w klimat filmu, który wymyka się prostym definicjom. Trudno zaszufladkować go pod kątem tylko jednego gatunku – mamy tutaj i klimat noir, i thriller, i dramat. Ta złożoność związana jest ze strukturą fabularną Zwierząt nocy: zamiast linearnej historii dostajemy trzy poziomy opowieści, ściśle połączone ze sobą w spójną całość.
I tak w jednym z nich poznajemy Susan, kobietę, której życiem prywatnym i zawodowym rządzi wykalkulowany artyzm. Susan prowadzi awangardową galerię sztuki, mieszka w elegancko zaprojektowanym domu, w którym każdy przedmiot ma swoje miejsce. Prywatnie była kiedyś zamężna z początkującym pisarzem, Edwardem. Choć nie utrzymują ze sobą kontaktu, były mąż wysyła Susan powieść, którą jej dedykuje, zatytułowaną Zwierzęta nocy. Jej lektura uderza Susan z niesamowitą siłą.
Fabuła fikcyjnej powieści składa się na drugą część historii – kiedy Susan czyta książkę, widz może śledzić fabułę oczami bohaterki: poznajemy Tony’ego Hastingsa, którego życie zmienia się w jednej chwili, gdy podczas nocnej podróży samochodem wraz z rodziną staje się ofiarą kilku chuliganów. Od tej chwili jego życiu sens nadaje tylko potrzeba zemsty. Film umiejętnie żongluje obiema opowieściami, zmieniając sceny, aby budować lub rozładowywać napięcie. Powieść zmusza Susan do zastanowienia się nad swoją przeszłością i nad relacją z byłym mężem, co daje okazję, by włączyć do filmu kolejny element fabularnej układanki: retrospekcje Susan, które sięgają wstecz o dwadzieścia lat, kiedy w trakcie studiów magisterskich kobieta związała się ze swoim byłym mężem.
Film zaprasza widza, by dostrzegł powiązania między poszczególnymi opowieściami, czy to na zasadzie podobieństwa, czy kontrastu. Czasami dźwięki z domu Susan są słyszalne w tle fabuły książki, a sama powieść zawiera wątki autobiograficzne Edwarda i odniesienia do samej Susan. Uderza natomiast różnica kolorów i dźwięków. Fabuła powieści namalowana jest zarówno w złotych barwach, jak i w nocnych ciemnościach, natomiast tłem dla Susan najczęściej jest chłodny, szaro-błękitny minimalizm, dla którego jedyną przeciwwagą są jej rude włosy. Muzyka, która towarzyszy Susan i Tony’emu, również brzmi inaczej dla obu tych postaci. Kompozytor Abel Korzeniowski, który współpracował z Tomem Fordem również przy jego debiutanckim filmie Samotny mężczyzna, pragnął stworzyć soundtrack na zasadzie przeciwieństw: zimne, proste nuty dla scen, którym bliżej do dramatu psychologicznego oraz przejmujące, intymne dla niepokojącej kryminalnej opowieści.
Na uwagę zasługuje podwójna rola Jacka Gyllenhaala, który przekonująco wciela się i w byłego męża Susan, i w jego literackiego bohatera, Tony’ego, tym samym naprowadzając widza na pewien interpretacyjny trop. Świetnie wypada on w duecie z Michaelem Shannonem, który kreuje niezwykle charakterystyczną, nieco karykaturalną rolę teksańskiego detektywa, Bobby’ego Andesa. Postać Shannona przyćmiewa nawet doskonałą kreację aktorską Gyllenhaala; chociaż Bobby to tylko bohater drugoplanowy, subtelna ironia, z jaką jest sportretowany, dodaje mu więcej charyzmy, niż posiada bohater Gyllenhaala. Niezwykle emocjonująca jest gra Amy Adams; jej czterdziestokilkuletnia Susa dostrzegalnie różni się od młodszej dziewczyny z retrospekcji. Życie tej postaci ukazane jest w niezwykle dopracowany sposób, jakby całe było konstruowanym przez lata dziełem sztuki. Gdy powieść Edwarda burzy tę iluzję, emocje Susan przedstawione są niezwykle surowo i naturalnie, wyeksponowane przez skupiające uwagę kadry w zbliżeniu. Amy Adams doskonale ukazała, jak w życiu jej bohaterki nagle nie ma miejsca na jej zwykłe, wystudiowane zachowanie, a jej gra aktorska sprawia, że momenty z życia Susan nadają historii Tony’ego ramę nie mniej intensywną niż jego własny kryminalny wątek.
Oglądanie Zwierząt nocy to zdecydowanie nie jest lekka rozrywka. Zbyt wiele w tym filmie ukrytych znaczeń, emocji, przemocy. Jednocześnie wynajdowanie elementów, które łączą film w przejrzystą całość, to ciekawa gra intelektualna. Jeśli nie mamy na nią ochoty, Zwierzęta nocy zaczynają przypominać ciekawie namalowaną wydmuszkę. Film oferuje widzom doszlifowany, skondensowany obraz, ale jednocześnie sporo wymaga od odbiorcy – jest wyzwaniem, które zdecydowanie warto podjąć.