Dochodząc jeszcze do siebie po niewątpliwie emocjonalnym finale siódmego odcinka, chciałbym się podzielić kilkoma przemyśleniami na temat pierwszej połowy ostatniego sezonu Better Call Saul i całości serialu ogólnie. Poprzednie odcinki zdążyły już nas przyzwyczaić do gry aktorskiej najwyższej próby i kinematografii, która jak żadna inna produkcja bierze sobie do serca maksymę „show, don’t tell”, i pod tym względem najnowsze epizody również nie zawodzą.
It’s all good, man! Ale nie zawsze
Z perspektywy czasu najbardziej jednak doceniam twórców Better Call Saul za to, że możliwie jak najszybciej odrzucili próby grania na sukcesie Breaking Bad, tworząc serial o własnym charakterze. Początkowe obawy były jak najbardziej uzasadnione, biorąc pod uwagę obecność Tuco już w pierwszym odcinku czy chociażby drastyczny opis aktu oskarżenia podczas pierwszej obrony Jimmy’ego na ekranie, przywodzący na myśl liczne naturalistyczne momenty w Breaking Bad. Na szczęście twórcy postarali się, by śledzenie losów nowych postaci stworzonych na potrzeby Better Call Saul było równie (o ile nie bardziej) interesujące, co poznawanie przeszłości wprowadzonych już wcześniej bohaterów. I bardzo dobrze, ponieważ to głównie postaciami Better Call Saul stoi.
I o ile fabuła schodzi momentami na tory absurdu (choć znowu, nie tak jak w przypadku Breaking Bad), postacie takie jak Jimmy (Bob Odenkirk), Kim (Rhea Seehorn), Howard (Patrick Fabian), Nacho (Michael Mando) i cała reszta to ludzie wiarygodni również poza fikcją, można by rzecz oklepanie – bohaterowie z krwi i kości. Ich motywacje są zrozumiałe i nawet jeśli scenarzysta wyskoczy nagle ze zwrotem fabularnym, to reakcja lub czyn bohatera po chwili zastanowienia, ma jak najbardziej sens. Niewykluczone, że ta połówka sezonu sprawi, że opinia o niektórych protagonistach ulegnie drastycznej zmianie.
Należy jednak pamiętać, że całe uniwersum Vince’a Gilligana opiera się na szarościach, a bohaterów w stu procentach złych jest garstka (a raczej rodzinka niejakich Salamanców). I również pod tym względem Better Call Saul przewyższa Breaking Bad, gdzie dość łatwo było wpaść w pułapkę jednostronności.
Z drugiej strony, odnoszę wrażenie, że skrajne emocje wywołane ostatnim odcinkiem sprawiły, że część fanów ukoronowała wcześniej średnio lubianego bohatera świętoszkiem, jednocześnie wysyłając na galerę dotychczasowego ulubieńca widowni. Wydaje mi się jednak, że przy takiej kreacji postaci jest to postępowanie dość płytkie, i, biorąc pod uwagę, że czeka nas jeszcze 6 odcinków, warto się wstrzymać z życzeniem śmierci fikcyjnym postaciom.
Druga połowa 6. sezonu Better Call Saul trafi na Netfliksa 11 lipca 2022 roku.